Fala ataków z ostrzem: co kryje się za falą brutalnej przemocy?
Tragedia na Uniwersytecie Warszawskim
Wczesnym majowym wieczorem kampus główny Uniwersytetu Warszawskiego pogrążył się w chaosie. Gdy studenci opuszczali mury uczelni po dniu zajęć, na terenie kampusu pojawił się młody mężczyzna uzbrojony w siekierę. Około godziny 18:40, tuż przy gmachu Auditorium Maximum, zaatakował on najpierw 53-letnią pracownicę portierni, a następnie rzucił się na interweniującego pracownika ochrony. Krzyki i odgłos kolejnych uderzeń rozdarły spokojną atmosferę majowego wieczoru. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować, portierka – zamykająca właśnie drzwi auli – padła martwa od ciosów ostrza, a 39-letni strażnik uniwersytecki został ciężko ranny, próbując powstrzymać napastnika.
Wieść o krwawym ataku rozeszła się błyskawicznie. Na miejsce przyjechały radiowozy, a teren Auditorium Maximum został odgrodzony policyjną taśmą. Na kampusie zapanował szok i niedowierzanie – wielu studentów i pracowników nie zdawało sobie sprawy, co dokładnie się wydarzyło, dopóki nie zobaczyli dramatycznych nagrań krążących w mediach społecznościowych. Wkrótce rektor UW ogłosił dzień żałoby na uczelni, nazywając atak „ogromną tragedią” i składając kondolencje rodzinom ofiar.
Pierwsze godziny po zdarzeniu były wypełnione sprzecznymi informacjami. W mediach pojawiły się niepotwierdzone doniesienia, które brzmiały jak z horroru – prywatna stacja Polsat News podała, że na miejscu znaleziono odciętą głowę ofiary obok siekiery. Ta makabryczna informacja odbiła się szerokim echem, choć prokuratura odmówiła jej potwierdzenia, apelując o ostrożność w przekazywaniu niesprawdzonych rewelacji. Pojawiły się nawet pogłoski o aktach kanibalizmu, wynikające z relacji świadków i nagrań, ale śledczy szybko zdementowali te spekulacje, stawiając na fakty: zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem oraz znieważenia zwłok sugeruje co prawda brutalne potraktowanie ciała ofiary, ale na tym etapie brak dowodów na dodatkowe, sensacyjne wątki.
Mieszko R. został błyskawicznie zatrzymany i przewieziony na przesłuchanie. W ciągu kilkunastu godzin śledczy zebrali nagrania z monitoringu i zabezpieczyli filmy nakręcone przez świadków telefonami komórkowymi. Światło dzienne zaczęły też powoli wychodzić pierwsze informacje o możliwym tle sprawcy. Według Gazety Wyborczej napastnik był czynnym studentem trzeciego roku prawa – co czyniło tę zbrodnię jeszcze bardziej niezrozumiałą dla opinii publicznej. Młody mężczyzna bez przeszłości kryminalnej, we wnętrzu jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w kraju, dopuścił się czynu rodem z koszmaru. Co popchnęło go do tak desperackiej przemocy?
Śledczy ostrożnie ważyli hipotezy. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prok. Piotr Skiba, informował, że 22-latek nie leczył się psychiatrycznie i nie zażywał ostatnio żadnych leków. Podkreślał jednak, że to dopiero wstępny etap postępowania – kluczowe będą wyniki szczegółowej opinii sądowo-psychiatrycznej, która pozwoli ocenić poczytalność sprawcy i ewentualne motywy jego działania. Co istotne, nic nie wskazywało, by znał on osobiście swoją ofiarę lub planował zbrodnię; wiele przemawiało za tym, że była to zbrodnia okazjonalna, być może wynik nagłego impulsu lub załamania.
Już pierwsze reakcje społeczności akademickiej i mediów wskazywały, że mamy do czynienia nie tylko z indywidualną tragedią, lecz z szerszym zjawiskiem. W ciągu zaledwie kilku tygodni poprzedzających atak na UW Polska doświadczyła kilku brutalnych incydentów z użyciem noża lub innych ostrych narzędzi – od głośnego zabójstwa lekarza w Krakowie, po rodzinny dramat w małym miasteczku. Wzbierało przekonanie, że to nie przypadek, lecz niepokojąca fala przemocy, która zdaje się narastać z tygodnia na tydzień. Aby zrozumieć genezę tego zjawiska, należy spojrzeć szerzej: na mechanizmy naśladownictwa, psychikę sprawców, statystyki i kontekst społeczny zarówno w Polsce, jak i na świecie. Historie takie jak ta z Uniwersytetu Warszawskiego są bowiem punktem wyjścia do trudnych pytań o przyczyny eskalacji agresji z użyciem ostrza.
Mechanizmy naśladownictwa i rola mediów
Sceny takie jak te z warszawskiego kampusu błyskawicznie trafiają na czołówki serwisów informacyjnych i rozprzestrzeniają się wirusowo w internecie. Współczesny obieg informacji sprawia, że niemal każdy może w ciągu minut zobaczyć nagrania z miejsca zbrodni – często jeszcze zanim pojawią się oficjalne komunikaty. Prokurator Piotr Skiba, komentując zdarzenia na UW, gorzko zauważył, że „oznaki naszych czasów” to sytuacja, w której świadkowie najpierw wyciągają telefony i filmują dramatyczne zajścia „pod pozorem udokumentowania”, a dopiero później wzywają pomoc. Filmy z ofiarą ataku na kampusie krążyły w sieci chwilę po zdarzeniu, co rodzi pytania o wpływ takiego przekazu na innych potencjalnie niebezpiecznych ludzi.
Eksperci od dawna ostrzegają przed efektem naśladownictwa, znanym też pod angielskim terminem copycat effect. Chodzi o zjawisko, w którym rozgłos wokół jednego aktu przemocy zachęca podatne osoby do powtórzenia podobnego czynu. Mechanizm ten jest dobrze udokumentowany w przypadku samobójstw (tzw. efekt Wertera, gdzie nagłośnione samobójstwo pociąga za sobą falę kolejnych), ale analogiczne procesy zachodzą również przy aktach agresji masowej. Badania wskazują, że masowe morderstwa i ataki w szkołach mogą być „zaraźliwe” – po jednym wydarzeniu przez krótki czas rośnie statystyczne prawdopodobieństwo kolejnego. Na przykład analiza przeprowadzona przez grupę naukowców z Arizona State University wykazała, że każdy głośny masowy atak (z użyciem broni palnej) w USA wywoływał przejściowo ok. 30% wzrost prawdopodobieństwa kolejnego podobnego zdarzenia w ciągu około 13 dni po incydencie. Innymi słowy, po jednej tragedii przez około dwa tygodnie utrzymuje się podwyższone ryzyko pojawienia się „naśladowcy”. Choć wspomniane badanie dotyczyło głównie strzelanin, mechanizm społecznej „zarazy” działa również przy napaściach z użyciem noży czy innych ostrych narzędzi – w każdym przypadku media mogą nieumyślnie dostarczyć model do powielenia.
Fascynacja przemocą potęgowana jest przez sposób jej przedstawiania. Media – szukając sensacji – nieraz koncentrują się na sylwetce sprawcy, czyniąc go poniekąd antybohaterem masowej wyobraźni. Nazwiska morderców trafiają na okładki gazet, ich życiorysy są analizowane w najdrobniejszych szczegółach, a zdjęcia obiegają telewizje i internet. To wszystko może stanowić niebezpieczną gratyfikację dla osób o skłonnościach do przemocy i desperacko poszukujących rozgłosu lub „sławy”. W badaniu przeprowadzonym wśród kilkuset więźniów aż 22% przyznało, że popełniło przestępstwo naśladownicze, wzorując się na wcześniej nagłośnionym czynie. Oczywiście sama ekspozycja na medialny przekaz nie czyni automatycznie nikogo mordercą – potrzebna jest podatność osobowościowa lub zaburzenia – jednak nagłaśnianie brutalnych zbrodni dostarcza pewnym jednostkom „scenariusza” i bodźca do działania, którego inaczej mogliby nie podjąć.
W erze mediów społecznościowych ten efekt może być jeszcze silniejszy. Platformy takie jak Facebook, X (dawniej Twitter) czy YouTube pozwalają na błyskawiczne udostępnianie drastycznych treści bez tradycyjnych filtrów redakcyjnych. Widzimy przypadki, gdy sprawcy sami transmitują swoje ataki na żywo – jak choćby zamachowiec, który w 2019 roku relacjonował strzelaninę w nowozelandzkim Christchurch w internecie, inspirując kolejnych ekstremistów do podobnych działań. Choć to skrajny przykład z innego kręgu przemocy, również ataki nożowników bywają nagrywane i szeroko rozpowszechniane ku przestrodze – ale niestety także ku sensacji. Takie filmy czy posty często trafiają do internetowych nisz, gdzie potencjalni naśladowcy komentują je i dopingują. W skrajnych przypadkach tworzą się wręcz subkultury gloryfikujące sprawców masowych mordów – czego przykładem są fora internetowe skupione wokół tzw. „inceli” czy innych zradykalizowanych społeczności, wychwalające sprawców krwawych akcji jako rzekomych mścicieli lub bohaterów własnej sprawy.
Czy media mogą zatem nakręcać spiralę przemocy? Wielu specjalistów uważa, że tak – choć podkreślają, iż odpowiedzialność za czyn zawsze ostatecznie spoczywa na sprawcy. Istnieją jednak zalecenia, by ograniczać eksponowanie personaliów i manifestów takich osób. Niektórzy dziennikarze i śledczy przyjmują zasadę niepodawania nazwisk masowych morderców, by nie tworzyć im ponurej legendy. Propozycje te wynikają właśnie z obserwacji mechanizmu „copycat”: jeśli odbierzemy potencjalnemu naśladowcy wizję rozgłosu i rozgłaszanego „dzieła”, być może zmniejszymy atrakcyjność dokonania ataku. W praktyce jednak całkowite przemilczenie zdarzeń nie jest możliwe – społeczeństwo ma prawo wiedzieć, co się stało, a media mają obowiązek informować. Kluczem pozostaje więc wyważenie narracji: akcent na ofiary i kontekst społeczny, a nie na epatowanie okrucieństwem sprawcy.
W kontekście fali ataków nożowników, z jaką mamy do czynienia, warto pamiętać, że żaden taki czyn nie dzieje się w próżni informacyjnej. Każdy kolejny napastnik prawdopodobnie słyszał o poprzednim. Być może widział nagłówki o „siekierniku z Warszawy” lub wcześniej o tragedii w innym kraju. Taka wiedza może działać jak katalizator – zarówno podsycając chore fantazje, jak i obniżając psychologiczną barierę przed dokonaniem podobnej zbrodni. Dlatego zrozumienie mechanizmu naśladownictwa jest kluczowe dla powstrzymania kolejnych aktów przemocy: stanowi ostrzeżenie przed niezamierzonym efektem, jaki niesie sposób relacjonowania i komentowania tych zdarzeń.
Kim są sprawcy? Profil psychologiczny i psychiatryczny
Każdy kolejny atak uruchamia też pytanie: kim jest człowiek zdolny do takiej zbrodni? Choć okoliczności poszczególnych zdarzeń różnią się, badacze wskazują na pewne wspólne cechy wielu sprawców tego rodzaju przemocy. Po pierwsze – niemal zawsze są to mężczyźni, najczęściej młodzi (nastolatkowie lub osoby około trzydziestki). Po drugie – często okazuje się, że borykali się oni z problemami natury psychicznej lub przejawiali zaburzenia zachowania. Nie znaczy to, że każdemu takiemu atakowi można było łatwo zapobiec poprzez leczenie – ale z perspektywy czasu w życiorysie sprawcy zwykle można dostrzec sygnały ostrzegawcze.
Zacznijmy od kwestii zdrowia psychicznego. W przypadku wielu sprawców działających w pojedynkę (ang. lone-actor attackers) diagnozuje się poważne zaburzenia – takie jak schizofrenia paranoidalna, zaburzenia urojeniowe czy ciężka depresja psychotyczna. Przykładowo, nożownik z Sydney, który w kwietniu 2024 roku zabił 6 osób w centrum handlowym, od nastoletnich lat zmagał się z chorobą psychiczną i na krótko przed atakiem odstawił przepisane leki. Australijska policja wykluczyła motyw ideologiczny czy terrorystyczny, wskazując właśnie na dekompensację psychiatryczną jako główne tło krwawej napaści. Podobnie w Europie – sprawcami głośnych ataków bywały osoby leczone psychiatrycznie. 24-letni Somalijczyk, który w 2021 roku zasztyletował trzy kobiety w niemieckim Würzburgu, tuż przed czynem wykazywał oznaki poważnych zaburzeń i urojeń religijnych; już wcześniej zwracano uwagę na jego niestabilność, jednak nie zatrzymało to tragedii. Również w Polsce zdarzały się zbrodnie popełniane przez osoby w stanie ostrej psychozy – np. kilka lat temu zabójca młodej kobiety w Łodzi tłumaczył, że „głosy” kazały mu zaatakować przypadkową ofiarę. Tego typu przypadki każą postawić pytania o stan opieki psychiatrycznej i możliwości wychwytywania niebezpiecznie chorych zanim dojdzie do eskalacji.
Wielu sprawców nie cierpi jednak na klasyczną chorobę psychiczną, ale prezentuje inne dysfunkcje – jak zaburzenia osobowości (np. antyspołecznej czy narcystycznej) lub zaburzenia zachowania powiązane z traumami z przeszłości. Masowe ataki często poprzedza długa historia frustracji, poczucia krzywdy i narastającej gniewnej izolacji społecznej. Analizy profili seryjnych strzelców i nożowników wskazują na motywację „mściciela” – ktoś czuje się upokorzony przez społeczeństwo, odrzucony lub pozbawiony perspektyw i postanawia odreagować poprzez przemoc. Często tacy sprawcy planują swój atak jako formę „przesłania” – nawet jeśli nie jest ono zrozumiałe dla otoczenia. Przykładowo, zamachowiec ze szwedzkiego Trollhättan, który w 2015 r. wtargnął z mieczem do szkoły i zabił nauczyciela oraz ucznia, pozostawił po sobie manifest pełen nienawiści na tle rasowym. Okazało się, że był samotnikiem zafascynowanym ekstremistyczną ideologią i jednocześnie pogrążonym w depresji – fatalna kombinacja, która doprowadziła do zbrodni na zasadzie tzw. „samotnego wilka”. Podobne elementy – mieszankę zaburzonych przekonań, frustracji i izolacji – odnajdziemy u wielu innych napastników: od nastoletnich sprawców ataków w szkołach, po dorosłych mężczyzn atakujących przypadkowe osoby w przestrzeni publicznej.
Trzeba podkreślić, że nie wszyscy nożownicy to osoby chore psychicznie czy oderwane od rzeczywistości. Motywacje mogą być rozmaite. Część ataków ma podłoże ekstremistyczne – sprawca kieruje się fanatyczną ideologią (religijną lub polityczną) i wybiera nóż jako narzędzie zamachu, bo jest łatwo dostępny lub ma znaczenie symboliczne (dżihadyści często nawoływali do ataków nożami jako do „broni ludzi słabszych” przeciw wrogom wiary). Inne przypadki to agresja impulsywna – sprawca wybucha przemocą z powodu nagromadzonych emocji, niekoniecznie cierpiąc na poważne zaburzenie, lecz np. będąc pod wpływem narkotyków czy alkoholu. Tego rodzaju incydenty (np. kłótnia kończąca się zadźganiem kogoś w afekcie) wprawdzie dokładają się statystycznie do „fali” ataków, ale mają inny charakter niż zaplanowane zamachy w miejscach publicznych.
Mimo tych różnic, specjaliści usiłują nakreślić ogólny profil, który mógłby pomóc w identyfikacji osób wysokiego ryzyka. W literaturze opisuje się zjawisko tzw. leakage, czyli „przecieku” sygnałów – przyszli sprawcy często zapowiadają swoje zamiary w mniej lub bardziej otwarty sposób. Mogą to być groźby wypowiadane w wąskim gronie, agresywne posty w internecie, dziwaczne zachowania świadczące o fascynacji przemocą. Przykładowo, amerykańskie badania nad zamachami w szkołach wykazały, że w ogromnej większości przypadków napastnicy wcześniej komunikowali komuś (kolegom, rodzinie) swoje plany lub mordercze fantazje. Problem w tym, że otoczenie nie zawsze traktuje te sygnały poważnie lub nie wie, jak zareagować. Po fakcie często słyszymy relacje typu: „Widziałem jego wpisy pełne złości, ale nie przypuszczałem, że naprawdę zdolny jest do czegoś takiego”. Niestety, czasem okazuje się, że sygnałów było wiele, ale zabrakło skutecznego mechanizmu ich połączenia i odpowiedniej interwencji.
Zarysowuje się zatem paradoks: wielu sprawców to osoby, które potrzebowały pomocy – psychologicznej, psychiatrycznej, socjalnej – ale nie otrzymały jej na czas lub ją odrzuciły. Ich czyny są w pewnym sensie desperackim wołaniem, próbą „rozwiązania” własnych cierpień poprzez przemoc wobec innych. To oczywiście nie usprawiedliwia zbrodni, ale sugeruje, że działania prewencyjne powinny koncentrować się także na leczeniu i wsparciu osób z grup ryzyka (np. młodych mężczyzn z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, ofiar przemocy domowej, które same mogą stać się sprawcami, itp.). Profilaktyka powinna iść dwutorowo: monitorowanie sygnałów ostrzegawczych (przez rodziny, szkoły, służby) oraz destygmatyzacja leczenia psychiatrycznego, by osoby zaburzone nie bały się szukać pomocy zanim dojdzie do tragedii.
Statystyki przemocy: Polska na tle Wielkiej Brytanii, USA i Szwecji (2010–2025)
Czy faktycznie mamy do czynienia ze wzrostem liczby ataków z użyciem ostrych narzędzi? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto spojrzeć na dane statystyczne z ostatnich kilkunastu lat i porównać różne kraje. Obraz okazuje się złożony – zależy zarówno od przyjętej miary (czy liczymy wszystkie przestępstwa z użyciem noża, czy tylko zabójstwa), jak i od specyfiki danego państwa.
Polska na tle Zachodu wciąż jawi się jako kraj relatywnie bezpieczny pod względem poważnej przemocy. Ogólny wskaźnik zabójstw spadł u nas dramatycznie od lat 90.: jeszcze około roku 2000 notowano ponad 5 zabójstw na 100 tys. mieszkańców, a obecnie jest to poniżej 1 na 100 tys. W 2021 roku odnotowano w Polsce ok. 0,7 zabójstwa na 100 tys. osób – czyli około 280 ofiar zabójstw w skali kraju. To jeden z najniższych poziomów na świecie i mniej więcej połowa średniej światowej. Jednak struktura narzędzi zbrodni jest u nas odmienna niż np. w USA – ze względu na bardzo ograniczony dostęp do broni palnej w Polsce dominują zabójstwa przy użyciu narzędzi takich jak noże, siekiery, ostre narzędzia codziennego użytku. Szacuje się, że około 40–50% wszystkich zabójstw w Polsce dokonywanych jest właśnie z użyciem narzędzi tnących lub kłujących, podczas gdy broń palna stanowi marginalny odsetek. Innymi słowy, polska „przestępczość nożowa” to w dużej mierze po prostu nasza przestępczość ogółem – tyle że w ostatnich dekadach malejąca. Trend ten jednak może ulegać odwróceniu: w latach 2020–2022 zanotowano nieznaczny wzrost liczby zabójstw (częściowo wskutek napięć społecznych w czasach pandemii), a rok 2023 przyniósł sygnały dalszego niepokoju (lekki wzrost statystyk przemocy po okresie lockdownów).
Z kolei Wielka Brytania – a ściślej Anglia i Walia – od lat boryka się z problemem określanym w mediach jako knife crime epidemic, czyli „epidemia przestępczości nożowej”. Statystyki potwierdzają, że po okresie względnej poprawy na początku lat 2010., nastąpił tam gwałtowny wzrost przemocy z użyciem noży. Policja angielska odnotowała spadek takich przestępstw z około 34 tys. w roku 2010/11 do 26,5 tys. w 2013/14, po czym liczby zaczęły rosnąć, osiągając 52 tys. przypadków w 2019/20. Pandemia COVID-19 i związane z nią lockdowny przyniosły przejściowy spadek (ok. 41,7 tys. w 2020/21), lecz już w roku 2023/24 zanotowano ponownie około 50,5 tys. przestępstw z użyciem ostrego narzędzia. Wśród nich dominują rozboje, napady uliczne i poważne uszkodzenia ciała, ale niestety także zabójstwa. Około 40% wszystkich ofiar morderstw w Anglii i Walii ginie od ostrza noża – w roku zakończonym w marcu 2023 było to 244 ofiary na 594 ogółem (Allen i Wong, 2025). Szczególnie niepokojąca jest koncentracja tych zdarzeń w dużych miastach i wśród młodzieży: nożownicze porachunki gangów nastolatków w Londynie, Birmingham czy Manchesterze stały się bolesną plagą ostatnich lat. W 2017 r. liczba ofiar śmiertelnych dźgnięć nożem wśród młodzieży była tam najwyższa od dekad, wywołując ogólnokrajową debatę i programy przeciwdziałania przemocy.
Stany Zjednoczone prezentują odmienny profil. Ogólny poziom przemocy zabójczej jest tam znacznie wyższy (wskaźnik morderstw na 100 tys. mieszkańców wynosił ~5 w roku 2019 i aż ~7,8 w 2020 – był to największy roczny wzrost od ponad stulecia). Jednak dominującym narzędziem zbrodni jest broń palna – ok. 79% amerykańskich zabójstw dokonuje się przy użyciu broni. Noże i inne ostre narzędzia stanowią około 10–12% narzędzi zbrodni w USA. W liczbach bezwzględnych daje to jednak ogromną skalę: np. w 2019 roku odnotowano w Stanach Zjednoczonych 1476 zabójstw przy użyciu noża, a w 2020 r. – aż 1732. Dla porównania, to więcej niż łączna liczba ofiar zabójstw we Francji, Niemczech i Włoszech razem wziętych w tym okresie. Mimo że w debacie publicznej w USA znacznie więcej mówi się o strzelaninach (co zrozumiałe przy ich skali), to „knife crime” nie jest tam zjawiskiem marginalnym. Przeciwnie – dochodziło do głośnych serii ataków nożowników, jak np. w 2016 roku w stanie Kalifornia (fala napaści dokonywanych przez bezdomnych z użyciem noża), czy tragicznych incydentów szkolnych (np. atak nożownika w szkole średniej w Pensylwanii w 2014 r., gdzie rannych zostało 20 uczniów). Trend liczby ataków nożowniczych w USA jest trudniej wyodrębnić, bo często analizuje się je łącznie z innymi typami przemocy; niemniej wydaje się, że przez większość dekady 2010–2019 pozostawały one na względnie stałym poziomie, by następnie wzrosnąć wraz z ogólnym wzrostem przestępczości w 2020 r. i ustabilizować się na wyższym pułapie w latach 2021–2022.
Na tle tych krajów Szwecja jest przypadkiem szczególnym. Przez dekady należała do najbezpieczniejszych społeczeństw świata, ale od około 2015 roku notuje systematyczny wzrost przemocy. Dotyczy to głównie strzelanin związanych z gangami w dużych miastach – współczynnik zabójstw z użyciem broni palnej jest w Szwecji obecnie najwyższy w Europie. Jednak również przemoc z użyciem noża zapisała tragiczne karty. W latach 2015–2022 kraj ten doświadczył kilku szokujących zdarzeń: w 2015 roku doszło do ataku w szkole w Trollhättan (sprawca użył miecza, kierowany nienawiścią na tle rasowym), w marcu 2021 roku 22-letni napastnik ranił 7 osób nożem w miasteczku Vetlanda, a w marcu 2022 doszło do ataku w szkole średniej w Malmö, gdzie zginęły dwie nauczycielki (zaatakowane przez nastoletniego ucznia). Ogólna liczba ofiar śmiertelnych przemocy w Szwecji wzrosła z około 70 rocznie na początku dekady 2010. do ponad 100 rocznie w latach 2017–2022, osiągając rekordowe 124 ofiary w roku 2022. To nadal wartości bezwzględnie niewielkie na tle większych krajów, ale trend jest wyraźnie wzrostowy – w przeciwieństwie do większości państw europejskich, gdzie liczba zabójstw spada lub utrzymuje się na stałym poziomie. W Szwecji „era noża i pistoletu” stała się tematem ogólnonarodowej dyskusji, a w 2022 r. zmiana rządu nastąpiła m.in. pod hasłami zaostrzenia walki z przestępczością. Ciekawostką jest, że rok 2024 przyniósł tam pewien spadek przemocy dzięki intensywnym działaniom policji – co pokazuje, że odpowiednie środki mogą odwracać nawet niekorzystne trendy.
Podsumowując ten przegląd: dynamika ataków z użyciem ostrych narzędzi różni się w zależności od kraju. Polska i większość Europy odnotowały długofalowy spadek przemocy, choć lokalnie (jak w Szwecji czy wśród młodych w Wielkiej Brytanii) pojawiają się niepokojące wzrosty. Wielka Brytania zmaga się z falą nożowych przestępstw wśród młodzieży; USA utrzymują wysoki poziom przemocy, gdzie noże grają znaczącą rolę obok broni palnej; Szwecja przeżywa nietypowy wzrost zabójczości. Ta mozaika uświadamia, że nie ma jednego prostego wyjaśnienia – na statystyki wpływają zarówno czynniki społeczne i kulturowe, jak i dostępność broni czy skuteczność działań prewencyjnych. W przypadku Polski najnowsze dane nie wskazują (przynajmniej na razie) na dramatyczny skok „epidemii” nożowników, ale maj 2025 każe zadać pytanie, czy nie stoimy na progu nowego niebezpiecznego trendu.
Maj 2025 w Polsce: seria incydentów czy zbieg okoliczności?
Na rodzimym podwórku przełom kwietnia i maja 2025 roku przyniósł ciąg wydarzeń, który dla wielu obserwatorów wyglądał na niepokojącą serię. W odstępie zaledwie kilkunastu dni doszło do kilku brutalnych ataków z użyciem noża lub podobnego narzędzia, co stworzyło wrażenie nagłego nasilenia tego rodzaju przemocy.
Chronologia tych zdarzeń jest przygnębiająca. 29 kwietnia 2025 r. w Uniwersyteckim Szpitalu w Krakowie pacjent zaatakował nożem lekarza podczas wizyty w poradni ortopedycznej. 35-letni napastnik, niezadowolony z przebiegu leczenia, zadał doktorowi Tomaszowi Soleckiemu kilkanaście ciosów nożem w gabinecie, na oczach innej pacjentki. Mimo natychmiastowej pomocy, ceniony ortopeda zmarł wskutek odniesionych ran. Wydarzenie to wstrząsnęło środowiskiem medycznym – po raz pierwszy od wielu lat ofiarą zabójstwa w miejscu pracy padł lekarz. Koleżanki i koledzy zmarłego zorganizowali wkrótce potem protest przeciw przemocy wobec personelu medycznego, a były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz apelował o zdecydowane ściganie sprawców napaści na medyków.
Kilka dni później, 6 maja, w Solcu Kujawskim (woj. kujawsko-pomorskie) doszło do ataku nożownika w domu jednorodzinnym. 24-letni mężczyzna przyszedł nocą do domu znajomego; najpierw kilkakrotnie dźgnął 26-letniego gospodarza, a następnie zaatakował jego matkę, która ruszyła synowi na pomoc. Obie ofiary cudem przeżyły – ciężko ranni matka i syn trafili do szpitala – a sprawcę udało się obezwładnić dzięki interwencji ojca rodziny. Napastnik usłyszał zarzut podwójnego usiłowania zabójstwa. Lokalna prasa odnotowała, że tłem ataku mogły być osobiste porachunki, jednak brutalność czynu i fakt, że rozegrał się on w spokojnej, małej miejscowości, ponownie rozbudziły obawy.
7 maja wydarzył się opisywany już szczegółowo dramat na Uniwersytecie Warszawskim – 22-letni student zabijający siekierą pracownicę uczelni i raniący ochroniarza. Ta zbrodnia, ze względu na miejsce (serce renomowanej uczelni) i jej makabryczne okoliczności, odbiła się najszerszym echem w mediach ogólnopolskich. W ciągu kolejnych dni mówiła o niej cała Polska.
Niestety, to nie koniec. W połowie maja media donosiły o następnych incydentach: na Podlasiu zatrzymano 24-latka, który po dźgnięciu nożem znajomego próbował uciec przez granicę. W Wielkopolsce z kolei aresztowano nożownika, który groził przechodniom na ulicy. Wydawało się, że nie ma tygodnia bez doniesień o jakimś akcie przemocy z użyciem niebezpiecznego ostrza.
Czy jednak rzeczywiście doszło do gwałtownego wzrostu liczby takich ataków, czy też mamy do czynienia z efektem zwiększonej uwagi mediów? Policja na razie nie przedstawiła zbiorczych danych za sam maj 2025, które mogłyby potwierdzić lub zdementować istnienie „fali” w sensie statystycznym. Warto zauważyć, że opisane incydenty miały różny charakter – od konfliktu osobistego w Solcu Kujawskim, przez atak chorego pacjenta w Krakowie, po czyn prawdopodobnie motywowany zaburzeniami psychicznymi. Można więc argumentować, że to szereg odrębnych zdarzeń, które przypadkowo zbiegły się w czasie.
Z drugiej strony, percepcja społeczna jest tu istotnym czynnikiem. W maju 2025 zadziałał mechanizm, w którym kolejne wiadomości nakładały się na siebie, tworząc poczucie ciągłego zagrożenia ze strony „nożowników”. Takiego natężenia doniesień o brutalnych atakach nie było w Polsce od dawna. Owszem, zdarzały się tragedie – np. w maju 2019 uczeń gimnazjum w warszawskim Wawrze śmiertelnie ranił nożem kolegę podczas kłótni, a w 2017 roku w Stalowej Woli doszło do ataku nożownika w centrum handlowym (zginęła 1 osoba, 8 zostało rannych) – ale były to pojedyncze przypadki, oddzielone od siebie w czasie i niewywołujące wrażenia ciągu wydarzeń. Tymczasem seria z przełomu kwietnia i maja 2025 r. sprawiła, że wiele osób zaczęło mówić o „fali przemocy” i zastanawiać się, czy to początek nowego, niebezpiecznego trendu.
Specjaliści od kryminologii przestrzegają jednak przed wyciąganiem pochopnych wniosków z krótkoterminowych obserwacji. „Klęski przypadkowe” – czyli skupiska zdarzeń losowych – mogą sprawiać wrażenie trendu, choć statystycznie nie odbiegają od normy. By stwierdzić, czy maj 2025 był anomalią, potrzebne będą szersze dane z kilku lat. Niemniej jednak odbiór społeczny jest faktem: wśród wielu Polaków narasta poczucie, że bezpieczeństwo w przestrzeni publicznej uległo nagłemu pogorszeniu. Tego typu obawy same w sobie wpływają na rzeczywistość – wywołują presję na władze i służby, ale też mogą rodzić efekt naśladownictwa (ci, którzy chcą „zaistnieć” poprzez przemoc, widzą, że to skuteczna droga na nagłówki). Maj 2025 zapisze się więc w pamięci jako czas próby – oby jedynie przejściowej – dla społecznego poczucia bezpieczeństwa w Polsce.
Korzenie przemocy: urbanizacja, nierówności, alienacja
Statystyki to jedno, ale za surowymi liczbami kryją się głębsze korelaty społeczne i kulturowe przemocy. Badacze zwracają uwagę, że przestępczość z użyciem przemocy nie rozkłada się równomiernie – koncentruje się w pewnych środowiskach i okolicznościach, co sugeruje wpływ czynników takich jak poziom urbanizacji, nierówności ekonomiczne czy spójność społeczna.
Urbanizacja od dawna kojarzona jest ze wzrostem przestępczości. Wielkie miasta oferują anonimowość, gęstość zaludnienia (więcej potencjalnych konfliktów) oraz często kontrast bogactwa i biedy na małej przestrzeni. Już klasyczne teorie kryminologiczne wskazywały na zjawisko social disorganization – w szybko rosnących, chaotycznych dzielnicach miejskich tradycyjne więzi społeczne słabną, co ułatwia pojawienie się gangów i przemocy. Przykładem mogą być niektóre dzielnice Londynu czy Sztokholmu: wysoka koncentracja młodych ludzi z ograniczonymi perspektywami, często pochodzących z rodzin imigranckich, w połączeniu z zatłoczonym, nieprzyjaznym otoczeniem, tworzy podatny grunt dla agresji i przynależności gangowej. W społecznym krajobrazie pojawia się subkultura uliczna, w której noszenie noża staje się normą „dla obrony” lub symbolem statusu, a drobne zatargi przeradzają się w krwawe porachunki.
Nierówności ekonomiczne i wykluczenie społeczne to kolejny ważny czynnik. W krajach i regionach o dużych rozpiętościach dochodów oraz enklawach biedy wskaźniki przemocy bywają istotnie wyższe. Frustracja wynikająca z braku życiowych szans, bezrobocie – zwłaszcza wśród młodych mężczyzn – oraz poczucie niesprawiedliwości społecznej mogą przekładać się na wyższą gotowość do agresji. Jak obrazowo ujął to jeden z brytyjskich raportów, „przemoc rodzi się tam, gdzie nadzieje zderzają się z murami”. W realiach wielkich metropolii oznacza to, że dzielnice zaniedbane, z gorszymi szkołami, brakiem infrastruktury i pracy, stają się ogniskami przestępczości. Londyn stanowi tego przykład: statystyki policyjne pokazują wyraźnie, że najwięcej przestępstw nożowych dokonują młodzi mężczyźni z ubogich, gęsto zaludnionych osiedli komunalnych, gdzie łatwiej o wejście na drogę gangową. Również w Szwecji wzrost przemocy gangów wiązany jest przez socjologów z nieudaną integracją imigrantów i narastaniem enklaw wykluczenia na przedmieściach dużych miast. Tam z kolei do głosu dochodzą konflikty między rywalizującymi grupami młodzieży pozbawionej silnych perspektyw, za to bombardowanej obrazami konsumpcyjnego sukcesu reszty społeczeństwa.
Z kwestią nierówności wiąże się poczucie alienacji i braku przynależności. Wielu sprawców aktów przemocy – zwłaszcza tych działających w pojedynkę – to osoby, które czują się odrzucone lub samotne. Ta alienacja bywa skutkiem rozpadu tradycyjnych wspólnot w nowoczesnych społeczeństwach. Młodzi ludzie coraz więcej czasu spędzają w świecie wirtualnym, a coraz mniej w realnych relacjach – co może sprzyjać zaburzeniom empatii i narastaniu skrajnych emocji. Oczywiście zdecydowana większość samotnych, sfrustrowanych osób nie zostaje przestępcami; jednak w statystykach sprawców przemocy znacznie nadreprezentowani są ci, którzy doświadczyli izolacji społecznej. Widać to zarówno w profilach amerykańskich „mass shooters”, jak i europejskich nożowników atakujących przypadkowe osoby – bardzo często byli to ludzie żyjący na marginesie, bez silnych więzi, czasem mieszający poczucie krzywdy z urojonym „wielkim celem”.
Nie można też pominąć kulturowych wzorców męskości i społecznej akceptacji przemocy. W wielu kręgach społecznych przemoc fizyczna bywa tolerowana lub wręcz honorowana jako sposób rozwiązywania konfliktów czy budowania swojej pozycji. Dotyczy to zwłaszcza młodych mężczyzn wychowujących się w trudnych warunkach – gdy brakuje im pozytywnych wzorców, zaczynają naśladować antywzorce z mediów lub ulicy. Tak rodzi się kultura „twardzieli”, dla których nóż w kieszeni jest atrybutem dorosłości. Badania wskazują, że w społeczeństwach o wysokim poziomie nierówności istnieje silniejsza presja na „udowadnianie” swojej wartości poprzez agresję. Wpływać mogą też czynniki historyczno-kulturowe – np. społeczeństwa o tradycji „kultury honoru” (gdzie obrona własnej godności siłą była akceptowalna) miewają wyższe wskaźniki zabójstw również współcześnie.
Na poziomie makro, ubóstwo, bezrobocie, słabe państwo opiekuńcze, intensywna migracja do miast – to wszystko elementy układanki, które mogą zwiększać ryzyko przemocy. Polska doświadczała tego w latach 90., kiedy transformacja gospodarcza przyniosła wzrost bezrobocia i patologii społecznych: wskaźniki zabójstw i bójek ze skutkiem śmiertelnym szybowały wtedy wysoko. Z kolei poprawa sytuacji ekonomicznej i rozbudowa systemu wsparcia społecznego na początku XXI wieku zbiegła się ze spadkiem przemocy. To nie dowód prosty (w grę wchodzi wiele czynników), ale silna przesłanka sugerująca, że im zdrowsze społeczeństwo – bardziej równościowe i zintegrowane – tym mniej skrajnych aktów agresji.
W dyskusji o przyczynach obecnej fali ataków nie można więc pomijać szerokiego tła. Choć najłatwiej skupić się na jednostkowej patologii sprawcy, to glebą, na której wyrasta przestępczość, są warunki społeczne. Dlatego długofalowo kluczowe znaczenie ma to, co dzieje się na poziomie dzielnic, szkół, rynku pracy czy polityki mieszkaniowej. Tam kształtują się – lub zanikają – więzi i normy hamujące agresję. Jeśli chcemy mniej nożowników na ulicach, musimy budować społeczeństwo dające ludziom szanse i poczucie przynależności, a nie tylko zaostrzać kary (choć i te mają swoje miejsce, o czym dalej).
Prawo i dostęp do broni białej: czy regulacje mają znaczenie?
W debacie o przemocy z użyciem noży pojawia się często kwestia prawa – na ile regulacje dotyczące posiadania i noszenia niebezpiecznych narzędzi mogą zapobiegać atakom. Okazuje się, że podejścia prawne w różnych krajach znacząco się różnią.
Polska ma stosunkowo liberalne przepisy dotyczące tzw. broni białej. W świetle prawa nóż traktowany jest jako zwykły przedmiot użytkowy, a nie broń – w związku z czym nie istnieją ograniczenia co do jego posiadania czy noszenia na co dzień. Nie ma limitów długości ostrza ani wymogu zezwolenia. Dopiero użycie noża w celu popełnienia przestępstwa jest karalne – ale sam fakt noszenia przy sobie nawet dużego noża nie jest zabroniony, o ile nie mamy zamiaru przestępczego (co oczywiście trudno stwierdzić z góry). Wyjątkiem są pewne okoliczności szczególne: np. nie wolno wnosić ostrych narzędzi na teren imprez masowych (stadionów, koncertów) ani do samolotu. Generalnie jednak dostępność noży w Polsce jest powszechna – można je kupić w każdym sklepie gospodarczym, a przeciętny obywatel może legalnie nosić choćby i maczetę w plecaku, dopóki nie narusza nią prawa. W praktyce zatem ewentualny zakaz posiadania noży przez „zwykłych” ludzi nie istnieje, a dyskusje o wprowadzeniu takich ograniczeń (po głośnych zdarzeniach jak atak na prezydenta Gdańska w 2019 r.) nie przełożyły się na zmiany przepisów.
Odwrotna filozofia przyświeca prawodawstwu w Wielkiej Brytanii. Tam noże i ostre narzędzia są traktowane z punktu widzenia prawa niemal tak surowo jak broń palna. Prawo brytyjskie zakazuje noszenia przy sobie w miejscach publicznych jakiejkolwiek klingi dłuższej niż 3 cale (7,6 cm), chyba że jest to składany scyzoryk bez blokady ostrza. Nawet legalne ostrza – np. noże kuchenne – nie mogą być wynoszone z domu bez „uzasadnionej przyczyny” (np. przewożenie w związku z przeprowadzką czy pracą kucharza). Sprzedaż noży osobom poniżej 18. roku życia jest zakazana. Ponadto w 2019 r. Brytyjczycy wprowadzili specjalną ustawę zakazującą posiadania szczególnie niebezpiecznych typów ostrzy, takich jak tzw. „zombie knives” (fantazyjne maczety o ząbkowanych krawędziach) czy noży sprężynowych. Kary za nielegalne posiadanie noża są dotkliwe – już pierwsze takie przewinienie może skutkować karą więzienia, zwłaszcza jeśli miało miejsce w kontekście potencjalnie zagrożonym (np. w pobliżu szkoły). Policja brytyjska stosuje też szerokie uprawnienia do kontroli osobistych (stop and search) pod kątem posiadania broni. W rezultacie tysiące osób rocznie staje przed sądem za samo noszenie noża – w roku 2022/23 odnotowano ponad 18,5 tys. skazań lub upomnień za przestępstwa polegające na posiadaniu noża lub innej niebezpiecznej broni w Anglii i Walii. Mimo tych surowych regulacji, jak widzieliśmy, zjawisko przestępczości nożowej nie zniknęło – co prowadzi do dyskusji, na ile restrykcje prawne są w stanie przełożyć się na zmianę zachowań młodzieży uwikłanej w gangi. Niemniej można argumentować, że brytyjskie prawo utrudnia postronnym osobom spontaniczne uzbrojenie się w nóż w przestrzeni publicznej. W Polsce ktoś kłócący się na ulicy może w emocjach sięgnąć po nóż, który ma w kieszeni – w Wielkiej Brytanii istnieje większa szansa, że takiego noża przy sobie mieć nie będzie, obawiając się konsekwencji prawnych samego noszenia.
Szwecja również należy do krajów o restrykcyjnym podejściu. Tam obowiązuje tzw. ustawa o nożach (Knivlagen), która zakazuje noszenia noży, ostrzy i innych niebezpiecznych przedmiotów w miejscach publicznych oraz w pobliżu szkół bez uprawnionej przyczyny. Osoba przyłapana z nożem na ulicy w Szwecji może trafić do aresztu i usłyszeć zarzuty – czyn zagrożony jest karą do 6 miesięcy więzienia, a w przypadkach poważnych naruszeń (recydywa lub szczególne okoliczności) nawet do 1 roku pozbawienia wolności. Prawo szwedzkie przewiduje wyjątki dla sytuacji, gdy posiadanie noża jest uzasadnione np. pracą (rzemieślnik z nożem przy pasie), rekreacją (nóż u grzybiarza w lesie) lub innymi rozsądnymi okolicznościami – ale generalnie widok osoby spacerującej po mieście z dużym ostrzem jest w Szwecji podstawą do interwencji policji. Podobne regulacje obowiązują w większości krajów Europy Zachodniej – od Niemiec po Hiszpanię – gdzie po fali terroryzmu i przemocy w latach 70. i 80. zaostrzono podejście do noszenia wszelkiego rodzaju broni.
Stany Zjednoczone tradycyjnie cechują się dość liberalnym podejściem do kwestii broni – co dotyczy głównie broni palnej, ale pośrednio wpływa i na noże. Nie ma ogólnokrajowego zakazu noszenia ostrzy; regulacje zależą od stanów. Wiele stanów dopuszcza nawet jawne noszenie długich noży czy mieczy (np. w Teksasie od 2017 r. legalnie można nosić przy sobie nawet sztylet czy szablę). Inne stany mają ograniczenia – np. w Nowym Jorku prawo przez lata traktowało zwykłe składane nożyki jako zakazane „noże grawitacyjne”, co prowadziło do tysięcy aresztowań rocznie, zanim przepisy zliberalizowano w 2019 r. Ogólnie jednak w świadomości Amerykanów nóż jest narzędziem codziennym, którego posiadanie nie budzi szczególnego podejrzenia – w przeciwieństwie do broni palnej, która jest przedmiotem zażartego sporu politycznego. W efekcie po ulicach wielu miast USA krąży sporo osób z nożem w kieszeni (czy to scyzorykiem, czy nożem sprężynowym – te ostatnie są legalne w większości stanów). Organizacje takie jak American Knife & Tool Institute lobbuje wręcz za traktowaniem noży jako elementu prawa do samoobrony. Trzeba jednak dodać, że w szkołach czy budynkach publicznych w USA obowiązują surowe zakazy wnoszenia wszelkiej broni – w tym noży – a środki bezpieczeństwa (np. bramki wykrywające metal) są tam bardziej rozpowszechnione niż w Europie. Mimo to realna kontrola dostępu do ostrych narzędzi w otwartym społeczeństwie jest niemal niewykonalna – kuchenne noże, siekiery, śrubokręty czy nożyczki są przecież w każdym domu.
Czy zatem restrykcyjne prawo przekłada się na mniejszą przemoc? Do pewnego stopnia tak – tam, gdzie trudniej legalnie nosić broń (w tym nóż), rzadziej dochodzi do przypadkowych, spontanicznych ataków w miejscach publicznych. Surowe kary mogą działać odstraszająco na część potencjalnych sprawców. Z drugiej strony, zdeterminowany sprawca i tak znajdzie sposób – weźmie nóż kuchenny z domu przed wyjściem na atak (jak to miało miejsce w wielu zamachach terrorystycznych w Europie), nie przejmując się konsekwencjami prawnymi. Prawo staje się wtedy narzędziem do ukarania go po fakcie, ale niekoniecznie do powstrzymania zbrodni. W Wielkiej Brytanii mimo ostrych przepisów nie udało się zahamować „epidemii” nożowników wśród młodocianych; krytycy wskazują, że źródłem problemu nie jest brak paragrafów, tylko głębsze czynniki społeczne. W Polsce z kolei liberalne prawo dotąd nie wywołało wysypu przemocy – dopóki kontekst społeczny był względnie stabilny.
Najbardziej sensownym podejściem wydaje się zrównoważenie rozsądnych ograniczeń z działaniami prewencyjnymi. Prawo może utrudnić dostęp do najniebezpieczniejszych narzędzi (np. zakazać sprzedaży dużych maczet niepełnoletnim, co w Polsce nie jest obecnie uregulowane). Może też ułatwić pracę policji – na przykład poprzez możliwość zatrzymania osób jawnie noszących niebezpieczną broń w miejscach publicznych (pytanie, czy społeczeństwo zgodziłoby się na takie uprawnienia służb – to kwestia zaufania do władzy). Jednak nawet najlepsze prawo nie zastąpi pracy u podstaw: edukacji, profilaktyki i szybkiej reakcji na pierwsze sygnały przemocy. W walce z atakami nożowników prawo karne jest ostateczną instancją – ważną, ale niewystarczającą. Dlatego równie istotne jest, jakie działania podejmują instytucje państwa i społeczności, by zapobiegać tym tragediom i reagować, gdy już do nich dojdzie.
Co robić? Reakcje instytucji i społeczeństwa
Zmniejszenie przemocy nie dokona się samo – wymaga skoordynowanych działań wielu instytucji: od policji i wymiaru sprawiedliwości, przez szkoły i opiekę zdrowotną, po inicjatywy oddolne w społecznościach lokalnych. Na szczęście doświadczenia różnych krajów pokazują, że odpowiednia strategia potrafi przynieść efekty – nawet wobec pozornie trudnego do opanowania zjawiska.
Pierwsza linia to oczywiście policja i służby bezpieczeństwa. Szybka i profesjonalna reakcja na atak potrafi zminimalizować skutki (jak w przypadku nożownika w Sydney, unieszkodliwionego w ciągu minut przez funkcjonariuszkę policji, czy sprawcy ataku w Vetlandzie, obezwładnionego strzałem przez szwedzkich policjantów). Dlatego inwestuje się w szkolenia z neutralizacji zagrożeń typu active shooter/active stabber. W Polsce policyjne jednostki kontrterrorystyczne oraz patrole prewencyjne po wydarzeniach takich jak atak na UW z pewnością przećwiczą scenariusze podobnych sytuacji – by być gotowym, gdy liczy się każda sekunda. Pojawia się też postulat lepszego wyposażenia ochrony w instytucjach publicznych: dramat na UW ujawnił, że uczelniani strażnicy byli bezbronni wobec uzbrojonego napastnika. Być może standardem staną się w przyszłości np. wyrywkowe kontrole bezpieczeństwa przy wejściach na kampusy czy do urzędów – choć to rodzi pytania o koszty i komfort społeczny.
Drugim filarem jest profilaktyka społeczna. Tutaj kluczowe są działania na poziomie szkół, świetlic, organizacji młodzieżowych. W Wielkiej Brytanii po fali ataków uruchomiono programy edukacyjne w szkołach, gdzie policjanci i byli przestępcy opowiadają młodym o tragicznych konsekwencjach noszenia noża. Tworzy się kampanie społeczne w mediach – plakaty, hasła („Save a Life, Bin That Knife”) zachęcające do oddawania nielegalnych ostrzy na policję bez konsekwencji. W niektórych miastach instalowano specjalne skrzynie na noże (knife amnesty bins), do których można anonimowo wrzucić niechcianą broń białą. Sceptycy kpią z takich akcji, że to „wyrzucanie noży grzecznych obywateli, a nie bandytów”, ale one budują świadomość problemu i zmieniają normy społeczne.
Trzecim – a może najważniejszym – elementem jest praca z jednostkami wysokiego ryzyka. Tutaj mieszczą się zarówno działania kuratorskie i psychologiczne wobec młodocianych agresorów, jak i programy deradykalizacyjne dla osób z pogranicza terroryzmu. Wiele krajów opracowało systemy wczesnego ostrzegania: np. w szkołach amerykańskich funkcjonują zespoły oceny zagrożeń, które reagują, gdy uczeń przejawia niepokojące zachowania (groźby, fascynacja przemocą). W Polsce po tragedii w szkole w Wawrze (2019) zaktualizowano procedury bezpieczeństwa i zalecono szkołom większą czujność oraz współpracę z policją w przypadku sygnałów agresji. Również służba zdrowia może odegrać rolę – lepsza dostępność opieki psychiatrycznej i programów terapii dla osób z zaburzeniami może zapobiec temu, by ktoś stał się „tykającą bombą”. Przykładowo, gdyby pacjent w Krakowie otrzymał wcześniej skuteczną pomoc psychologiczną w radzeniu sobie ze złością, być może nie doszłoby do tragedii w gabinecie lekarza.
W sferze polityki karnej też następują zmiany. Państwo reaguje na społeczne poczucie zagrożenia często poprzez zaostrzanie sankcji – w Polsce już teraz za zabójstwo grozi dożywocie, a za usiłowanie zabójstwa czy ciężkie uszkodzenie ciała nawet 15 lat więzienia. Pytanie, czy jeszcze surowsze kary realnie odstraszą potencjalnych nożowników? Wydaje się, że bardziej kluczowa jest nieuchronność kary i sprawne ujęcie sprawcy. W tym kontekście warto pochwalić sukcesy polskiej policji – sprawcy wszystkich opisanych ataków z maja 2025 zostali ujęci w krótkim czasie. Ważne jest też, co dzieje się potem: czy zostaną poddani rzetelnej obserwacji psychiatrycznej, a w przypadku uznania ich za niepoczytalnych – czy trafią na leczenie, by nie stanowili zagrożenia po ewentualnym wyjściu na wolność. Po głośnym zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (2019) dyskutowano nad lepszym monitoringiem zwalnianych z więzień osób z poważnymi zaburzeniami – to wciąż obszar wymagający usprawnienia.
Przykład Szkocji pokazuje, że skuteczne mogą być nietypowe, holistyczne metody. Tamtejsza Violence Reduction Unit (VRU), powołana w Glasgow w 2005 r., potraktowała przemoc jak chorobę zakaźną – do zwalczania poprzez uświadamianie, mediację i leczenie, a nie tylko represję. Dzięki pracy streetworkerów, którzy docierali do młodzieży uwikłanej w gangi, oraz ścisłej współpracy policji z instytucjami zdrowia, edukacji i pomocy społecznej, udało się zredukować liczbę zabójstw o ponad 50% w ciągu kilkunastu lat. Glasgow – z miasta nazywanego niegdyś „europejską stolicą noża” – stało się przykładem sukcesu: w niektórych latach nie odnotowano tam ani jednego zabójstwa nastolatka przez rówieśnika. Podchwyciły to inne kraje: Szwecja zaczęła inwestować w programy społeczne na swoich przedmieściach, Anglia stworzyła własne regionalne Violence Reduction Units, a nawet w Nowym Jorku działają mediatorzy uliczni zatrudniani do gaszenia konfliktów, zanim poleje się krew.
W Polsce również podejmowane są działania. Policja realizuje programy profilaktyczne w szkołach (np. „Profilaktyka z Głową” i inne lokalne inicjatywy), starając się dotrzeć do młodzieży z przekazem antyprzemocowym. Po serii zdarzeń z maja 2025 zapewne nastąpi przegląd procedur bezpieczeństwa na uczelniach i w szpitalach – być może pojawią się tam częściej profesjonalni ochroniarze lub dodatkowe systemy alarmowe. W sferze społecznej kluczowe jest jednak, by nie demonizować całej młodzieży czy określonych grup, ale raczej włączyć społeczność w szukanie rozwiązań. Dobre efekty przynoszą np. lokalne projekty sportowe i edukacyjne odciągające dzieci od ulicy, telefony zaufania i punkty konsultacyjne, gdzie można anonimowo zgłosić obawy co do zachowania kogoś bliskiego. Każdy atak daje też niestety nowe doświadczenia służbom medycznym – ratownicy i szpitale doskonalą protokoły reagowania na zdarzenia masowe, aby jak najwięcej ofiar udało się uratować (np. dzięki szybkiemu tamowaniu krwotoków po dźgnięciach).
Podsumowując, istnieje szeroki wachlarz środków, które mogą ograniczyć ryzyko kolejnych tragedii. Nie ma jednego cudownego rozwiązania – potrzebna jest mozolna praca u podstaw i współpraca wielu sektorów. Kluczowe wydaje się łączenie twardych środków (skuteczna policja, rozsądne prawo karne) z miękkimi działaniami (edukacja, pomoc psychologiczna, programy społeczne). Każdy przypadek ataku to też lekcja dla instytucji – ważne, by wyciągać wnioski i stale doskonalić strategie. Dzięki temu, choć całkowicie wyeliminować aktów desperackiej przemocy pewnie się nie da, można sprawić, że będą one rzadsze i mniej dotkliwe. Przemoc – jak głosi motto szkockiego programu VRU – jest zjawiskiem zapobiegawalnym, a nie nieuchronnym. Społeczeństwo, które to zrozumie i podejmie wysiłek, ma szansę przełamać falę agresji, zanim ta osiągnie apogeum.
Bibliografia — linki do wykorzystanych źródeł
(wszystkie odczyt 9 V 2025)
-
PAP: „Brutalne zabójstwo na UW – nie żyje kobieta, ochroniarz w stanie krytycznym”
-
PAP: „Tragedia na kampusie UW. Wiadomo, co ze zdrowiem strażnika”
Reuters: „Polish police say one killed in axe attack at Warsaw University” (07 V 2025)
-
Polsat News: „Głowa kobiety na kampusie UW, ranny ochroniarz”
-
TVN24: „Lekarze przeciw nienawiści po zabójstwie Tomasza Soleckiego” (Kraków, 6 V 2025)
-
TVN24: „Atak nożownika w Solcu Kujawskim. Kilkukrotnie dźgnął 26-latka i jego matkę” (9 V 2025) TVN24
-
Reuters: „Sydney knife attacker shot dead after killing 6 in Bondi mall” (13 IV 2024)
-
Towers S. i in.: „Contagion in Mass Killings and School Shootings”, PLOS ONE 10 (7): e0117259 (2015)
-
J. E. Johnston: „The Psychology of ‘Copycat Killers’”, Psychology Today 13 VII 2021
-
House of Commons Library: „Knife crime statistics, England and Wales” (27 I 2025)
-
World Bank: „Intentional homicides (per 100,000 people) – Poland” World Bank Data
-
Pew Research Center: „What we know about the increase in U.S. murders in 2020” (27 X 2021)
-
FBI UCR: „Expanded Homicide Data, Table 8 – Murder victims by weapon, 2015-2019”
-
Militaria.pl: „Czy można nosić przy sobie nóż? Noże w Polsce a prawo” (2024)
-
UK Criminal Justice Act 1988, s. 139 – „Articles with blades or points”
-
-
Polisen (Szwecja): „Knivar och andra farliga föremål” – informacje o knivlagen
PAP: „Brutalne zabójstwo na UW – nie żyje kobieta, ochroniarz w stanie krytycznym”
PAP: „Tragedia na kampusie UW. Wiadomo, co ze zdrowiem strażnika”
Reuters: „Polish police say one killed in axe attack at Warsaw University” (07 V 2025)
Polsat News: „Głowa kobiety na kampusie UW, ranny ochroniarz”
TVN24: „Lekarze przeciw nienawiści po zabójstwie Tomasza Soleckiego” (Kraków, 6 V 2025)
TVN24: „Atak nożownika w Solcu Kujawskim. Kilkukrotnie dźgnął 26-latka i jego matkę” (9 V 2025) TVN24
Reuters: „Sydney knife attacker shot dead after killing 6 in Bondi mall” (13 IV 2024)
Towers S. i in.: „Contagion in Mass Killings and School Shootings”, PLOS ONE 10 (7): e0117259 (2015)
J. E. Johnston: „The Psychology of ‘Copycat Killers’”, Psychology Today 13 VII 2021
House of Commons Library: „Knife crime statistics, England and Wales” (27 I 2025)
World Bank: „Intentional homicides (per 100,000 people) – Poland” World Bank Data
Pew Research Center: „What we know about the increase in U.S. murders in 2020” (27 X 2021)
FBI UCR: „Expanded Homicide Data, Table 8 – Murder victims by weapon, 2015-2019”
Militaria.pl: „Czy można nosić przy sobie nóż? Noże w Polsce a prawo” (2024)
UK Criminal Justice Act 1988, s. 139 – „Articles with blades or points”
Polisen (Szwecja): „Knivar och andra farliga föremål” – informacje o knivlagen

Komentarze
Prześlij komentarz