Świat 2025–2050: Retrospektywa historyczna
Świat 2025–2050: Retrospektywa historyczna
Rok 2050 przynosi refleksję nad ćwierćwieczem dramatycznych przemian politycznych, gospodarczych, technologicznych i militarnych na świecie. Patrząc wstecz, wydarzenia z lat 2025–2050 ułożyły się w logiczną, choć burzliwą sekwencję, która ukształtowała obecny wielobiegunowy ład międzynarodowy. W połowie XXI wieku Stany Zjednoczone nie są już niekwestionowanym hegemonem, Unia Europejska osiągnęła znaczną autonomię strategiczną, Chiny wyrosły na główną potęgę ekonomiczną i technologiczną, a Rosja – choć osłabiona – zacieśniła sojusz z Chinami. Sztuczna inteligencja stała się kluczowym czynnikiem wpływającym na konkurencyjność gospodarczą i potencjał militarny państw, porównywalnym znaczeniem do wynalezienia elektryczności czy internetu dekady wcześniej. Poniższy artykuł – pisany z perspektywy roku 2050 – przedstawia retrospektywną analizę tych procesów, począwszy od stanu świata na początku 2025 roku, poprzez kolejne fazy zmian aż do dnia dzisiejszego.
Na początku 2025 r. świat wstrzymał oddech w obliczu serii kryzysów i przesunięć na scenie globalnej. Reelekcja Donalda Trumpa na prezydenta USA wywołała niepewność co do przyszłości sojuszy transatlantyckich i zaostrzyła konfrontację handlową z Chinami. Chiny, coraz pewniejsze swojej pozycji, kontynuowały wyzwania rzucone dotychczasowemu porządkowi – zarówno w sferze ekonomicznej (rywalizacja o dominację technologiczną i walutową), jak i militarnej (narastające groźby pod adresem Tajwanu). Unia Europejska znalazła się w potrzasku między tradycyjnym partnerem amerykańskim a nowymi realiami – z jednej strony doświadczając presji inflacyjnej i gospodarczej wstrząsów, z drugiej dostrzegając konieczność większej niezależności i wykorzystania okazji do współpracy z Chinami. Konflikt w Ukrainie wciąż trwał na początku 2025 r., lecz w cieniu globalnych zmian jego dynamika również uległa przeobrażeniu. W niniejszym tekście prześledzimy te powiązane wątki – polityczne, gospodarcze, technologiczne i militarne – by zrozumieć, jak świat ukształtował się tak, jak widzimy go w roku 2050.
Sytuacja na początku 2025 roku
Reelekcja Trumpa i zwrot polityki USA: 5 listopada 2024 r. Donald Trump ponownie wygrał wybory prezydenckie w USA, rozpoczynając drugą (niekolejną) kadencję w styczniu 2025. Jego powrót do Białego Domu z silnym mandatem politycznym natychmiast przełożył się na radykalne decyzje w polityce zagranicznej. Trump, kontynuując hasło „America First”, dał wyraźnie do zrozumienia, że zamierza twardo egzekwować interesy USA, nawet kosztem dotychczasowych sojuszy i ładu międzynarodowego. Już w kampanii zapowiadał drastyczne środki wobec Chin – groził nałożeniem ceł rzędu 60–100% na wszystkie towary z Chin – co oznaczałoby eskalację wojny handlowej na niespotykaną skalę. W pierwszych miesiącach 2025 r. administracja Trumpa faktycznie wprowadziła pakiet nowych ceł i restrykcji, ponieważ nie udało się zawrzeć żadnego nowego porozumienia handlowego z Chinami. Pekin nie okazywał skłonności do uległości – wręcz przeciwnie, przyjął strategię „przeczekania” i „odwetu” na działania Waszyngtonu. Retoryka po obu stronach stała się konfrontacyjna, a stosunki amerykańsko-chińskie zaczęły szybować w kierunku najniższego punktu od dekad.
Brak kompromisu handlowego między USA a Chinami oznaczał, że obowiązujące cła i ograniczenia z czasów poprzedniej wojny handlowej pozostały w mocy, a nawet zostały zaostrzone. Wojna celna uderzyła w globalne rynki – szczególnie dotkliwe okazały się skutki dla gospodarki amerykańskiej. W ciągu kilku miesięcy 2025 r. inflacja w USA przyspieszyła, napędzana gwałtownym wzrostem cen importowanych dóbr, których nie dało się szybko zastąpić produkcją krajową ani importem z innych kierunków. Jak szacowali ekonomiści, tak wysokie taryfy były de facto podatkiem dla konsumentów – według analizy Peterson Institute for International Economics 100-procentowe cła na towary z Chin i innych krajów BRICS mogły obniżyć poziom PKB USA o setki miliardów dolarów i podnieść poziom cen o dodatkowe 1,6% w porównaniu do scenariusza bez ceł. Te prognozy zaczęły się urzeczywistniać – amerykańskie sieci handlowe i producenci alarmowali o „huraganie cenowym kategorii 5” spowodowanym taryfami. Z powodu zerwanych łańcuchów dostaw i drożejących komponentów importowanych z Chin brakowało wielu towarów, a przedsiębiorstwa przenosiły rosnące koszty na klientów. Inflacja w USA w 2025 r. sięgnęła dwucyfrowych poziomów w ujęciu rocznym, pierwszy raz od początku lat 80. XX wieku. Federalna Rezerwa zwiększała stopy procentowe, ale polityka monetarna miała ograniczoną skuteczność wobec szoku podażowego wywołanego decyzjami politycznymi. Nastąpił też spadek inwestycji – biznes obawiał się nieprzewidywalności polityki handlowej Waszyngtonu.
Chiny zmieniają kierunki eksportu: Pekin, mierząc się z załamaniem rynku amerykańskiego dla chińskich towarów, aktywnie przekierowywał strumień eksportu do innych odbiorców. Skorzystała na tym m.in. Europa i Rosja. Jeszcze w 2023 r. Chiny i Rosja osiągnęły rekordowy poziom wzajemnych obrotów handlowych – dwustronny handel przekroczył 240 mld USD w 2023 (wzrost o 26% r/r). Tendencja ta nasiliła się po 2025 r., gdy chińskie firmy – objęte sankcjami i cłami w USA – szukały zbytu w bardziej przyjaznych jurysdykcjach. Rosja, odcięta od wielu zachodnich rynków z powodu sankcji za wojnę w Ukrainie, stała się chłonnym rynkiem na chińską elektronikę, maszyny, samochody i inne wyroby. W Europie natomiast nastąpił wzrost importu z Chin, częściowo zapełniając lukę po drożejących produktach amerykańskich i wzajemnych restrykcjach handlowych z USA. Pekin celowo wzmacniał relacje handlowe z UE: rok 2025 symbolicznie oznaczał 50. rocznicę nawiązania relacji dyplomatycznych Chiny–EWG/UE, co chińskie władze wykorzystały do ofensywy dyplomatycznej i handlowej. Chiński premier Li Qiang zapewniał europejskich przywódców (m.in. Ursulę von der Leyen) o woli „zdrowego i stabilnego rozwoju relacji Chin z UE” oraz chęci rozszerzenia współpracy gospodarczej. W kontekście wojen celnych prowadzonych przez USA, Chiny przedstawiały się Europie jako partner broniący wolnego handlu. „Protekcjonizm donikąd nie prowadzi – tylko otwartość i współpraca są właściwą drogą dla ludzkości” – przekonywał Li Qiang, krytykując „jednostronny ekonomiczny bullying” administracji USA. Ta chińska narracja trafiała na podatny grunt w wielu stolicach europejskich, gdzie firmy odczuwały skutki amerykańskich ceł zarówno bezpośrednio (jako ofiary polityki „z każdym wojnę handlową zaczniemy”) jak i pośrednio (przez zakłócenia łańcuchów dostaw). Przewodnicząca KE von der Leyen w rozmowie z Li jasno stwierdziła, że taryfy USA silnie uderzyły w handel międzynarodowy, dotykając Europę i Chiny – UE i ChRL zadeklarowały wspólnie wsparcie dla wielostronnego systemu handlu opartego na zasadach WTO. W efekcie, od 2025 r. obserwowano wyraźny zwrot: Europa i Chiny zacieśniły kontakty handlowe, a chińskie towary płynęły coraz szerszym strumieniem do europejskich portów, często rozliczane w euro zamiast w dolarze.
Odwrót od dominacji dolara: Jednym z kluczowych trendów, który ujawnił się już w latach 2024–2025, było przyspieszenie procesów de-dolaryzacji w handlu międzynarodowym. Działania USA – wykorzystanie dolara jako narzędzia sankcji (m.in. zamrożenie rezerw Rosji w 2022 r.) oraz agresywna polityka celna Trumpa – podważyły zaufanie wielu państw do amerykańskiej waluty jako neutralnego środka rozliczeń. Jak zauważył francuski prezydent Emmanuel Macron, Europa musi chronić się przed sytuacją, w której stanie się „wasalem” finansowym polityki USA. Już w 2023 r. Macron apelował o zmniejszenie zależności UE od dolara. Po jego wizycie w Pekinie tamtego roku chińskie media państwowe entuzjastycznie poparły ideę „strategicznej autonomii Europy” głoszonej przez Francję, widząc w tym szansę na osłabienie więzi transatlantyckich. Rzeczywiście, rok 2025 przyniósł zauważalny wzrost rozliczeń handlowych w innych walutach niż dolar. Międzynarodowe kontrakty zaczęły być częściej denominowane w euro – zwłaszcza w handlu między Europą, Chinami a państwami rozwijającymi się. Ponieważ USA nałożyły sankcje lub taryfy na wiele krajów, te szukały sposobów obchodzenia systemu opartego na dolarze. Już wcześniej, w 2022–2023, odnotowano wzrost znaczenia chińskiego juana w rozliczeniach: w Rosji juan stał się w 2023 r. najczęściej wymienianą walutą obcą, wyprzedzając dolara (juan osiągnął 42% obrotów walutowych na moskiewskiej giełdzie, podczas gdy udział dolara spadł poniżej 40%). Wymownym sygnałem była decyzja Pakistanu w 2023 r., który za importowaną ropę z Rosji zapłacił po raz pierwszy w juanach zamiast w dolarach. Te trendy zapowiadały głębsze zmiany. W latach 2025–2026 euro zyskiwało status alternatywnej waluty rezerwowej i rozliczeniowej: kraje od Bliskiego Wschodu po Azję chętniej gromadziły rezerwy w euro, a część kontraktów (np. na ropę) zaczęto wyceniać w euro, aby zmniejszyć ryzyko podlegania amerykańskim sankcjom finansowym. Choć eksperci JP Morgan w 2024 r. ostrożnie oceniali, że proces detronizacji dolara będzie raczej rozciągnięty na dekady, polityczne wstrząsy połowy lat 20. przyspieszyły bieg wydarzeń. W ciągu zaledwie dwóch lat od objęcia władzy przez Trumpa udział dolara w światowych rezerwach i transakcjach handlowych znacząco spadł, podczas gdy udział euro i juana wzrósł. Globalny handel zaczął odchodzić od dolara – co jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się mało realne – a rok 2027 często wskazuje się symbolicznie jako moment, gdy światowe obroty w euro (oraz juanie) łącznie przewyższyły transakcje rozliczane w dolarze (gdy mowa o handlu towarami poza Ameryką Północną).
Warto podkreślić, że de-dolaryzacja była szczególnie widoczna w handlu surowcami. Po doświadczeniach z 2022 r., gdy Rosja została odcięta od SWIFT i dostępu do dolarów, państwa takie jak Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie zaczęły eksperymentować z rozliczeniami np. w juanie (Chiny kupujące ropę), euro lub lokalnych walutach. Powstały alternatywne mechanizmy finansowe – w 2025 r. BRICS (zrzeszający m.in. Chiny, Rosję, Indie, Brazylię) dyskutował stworzenie własnej waluty rezerwowej „R5” opartej na koszyku walut (nazwa nawiązywała do liter symboli walut członków: renminbi, rubel, rupia, real, rand). Choć projekt ten nie wyszedł poza fazę analiz, sama jego obecność na agendzie pokazywała determinację dużej części świata, by uniezależnić się od dolara. W Europie natomiast Komisja Europejska wspólnie z Europejskim Bankiem Centralnym pracowały nad inicjatywami wspierającymi międzynarodową rolę euro – m.in. rozwijano paneuropejski system płatności niezależny od amerykańskich kart i clearingu, a także promowano emisje obligacji w euro na rynkach globalnych jako bezpiecznej alternatywy dla US Treasuries.
Atak Chin na Tajwan: Najbardziej dramatycznym wydarzeniem 2025 roku okazał się jednak kryzys bezpieczeństwa we wschodniej Azji. Wykorzystując skupienie uwagi Stanów Zjednoczonych na sporach wewnętrznych i wojnie handlowej, Chiny podjęły decyzję o siłowym „zjednoczeniu” z Tajwanem. Latami narastające napięcie w Cieśninie Tajwańskiej osiągnęło punkt krytyczny w połowie 2025 r. – w sierpniu, po serii prowokacji i blokad morskich, Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza rozpoczęła zakrojoną na szeroką skalę operację desantową na Tajwanie. Inwazja na Tajwan stała się faktem, realizując groźby Pekinu, który od dawna zapowiadał, że nie pozwoli na niepodległość „zbuntowanej prowincji”. Świat obserwował z przerażeniem, jak nad ranem pewnego sierpniowego dnia chińskie rakiety spadły na tajwańskie lotniska i systemy obronne, a flota desantowa przekroczyła Cieśninę.
Administracja Trumpa stanęła przed najpoważniejszym testem wiarygodności sojuszniczej. Reakcja USA na atak Chin okazała się jednak powściągliwa militarnie. Mimo formalnych i nieformalnych zobowiązań do obrony Tajwanu (ustawa o stosunkach z Tajwanem, wieloletnia polityka „strategicznej niejednoznaczności”), Waszyngton – ku zaskoczeniu wielu – nie zdecydował się na bezpośrednią interwencję zbrojną w obronie wyspy. Prezydent Trump, znany z niechęci do angażowania sił USA w nowe konflikty, szczególnie tak ryzykowne jak wojna z równorzędnym przeciwnikiem nuklearnym, wybrał inną ścieżkę. Zamiast wysłać lotniskowce na konfrontację z flotą chińską, Stany Zjednoczone ograniczyły się do ostrych sankcji gospodarczych przeciw Chinom oraz pilnej ewakuacji części sprzętu i personelu wojskowego z Tajwanu (gdzie znajdowali się doradcy). Decyzja ta wynikała z kalkulacji, że bezpośrednie starcie z Chinami groziłoby wojną na pełną skalę, potencjalnie nuklearną – czego amerykańska opinia publiczna mogłaby nie poprzeć. Ponadto Trump postrzegał konflikt na drugim końcu świata jako nieleżący w żywotnym interesie USA, zgodnie ze swoją wcześniejszą filozofią unikania „cudzych wojen”. W rezultacie wojska chińskie, ponosząc znaczne straty, w ciągu kilku tygodni zdobyły Tajpej i kluczowe miasta, a rząd Tajwanu został zmuszony do ucieczki (część elit schroniła się w Japonii i USA). Tajwan został de facto podbity przez ChRL pod koniec 2025 roku. Dla porządku międzynarodowego była to cezura porównywalna z aneksją Krymu w 2014 – oto wielkie mocarstwo siłą zmieniło granice, a inne supermocarstwo nie zdecydowało się militarnie zareagować.
Brak amerykańskiej interwencji zbrojnej wywołał szok i konsternację wśród sojuszników USA w regionie i na świecie. Japonia i Korea Południowa – kluczowi partnerzy Waszyngtonu w Azji – zadały sobie pytanie, czy w razie zagrożenia mogą polegać na parasolu ochronnym USA. W Europie natomiast analogie do sytuacji Ukrainy nasuwały się same: jeśli USA nie stanęły do walki o Tajwan, to czy byłyby skłonne bronić Litwy, Polski czy innego członka NATO w razie agresji? Należy pamiętać, że w 2025 r. wojna w Ukrainie nadal się toczyła (choć jej charakter zmieniał się – o czym dalej). Sojusznicy zza Atlantyku odczuli, że wiarygodność USA jako gwaranta bezpieczeństwa została podważona. Decyzja Trumpa była różnie interpretowana – jedni mówili o pragmatyzmie i uniknięciu globalnej wojny, drudzy o geopolitycznej porażce i zachęcie dla agresorów. W samej Ameryce wywołało to gorącą debatę: tradycyjni republikańscy „jastrzębie” krytykowali prezydenta za zbytnią uległość wobec Pekinu, podczas gdy twardy elektorat izolacjonistyczny chwalił go za „niewplątywanie nas w III wojnę światową”.
Skutki upadku Tajwanu szybko rozlały się po świecie. Chiny odniosły militarne zwycięstwo, ale miały przed sobą ogromne wyzwanie okupacji i reintegracji wyspy, której społeczeństwo w większości nie akceptowało rządów KPCh. Nałożone sankcje – przede wszystkim amerykańskie i brytyjskie – spowodowały załamanie handlu Chin z USA i spadek napływu technologii z Zachodu. Jednak Europa, choć wyraziła oficjalnie „głębokie ubolewanie” i nieuznanie siłowej zmiany status quo, nie przyłączyła się do pełnego embarga przeciw Pekinowi. Dla gospodarek europejskich Chiny stały się zbyt ważnym partnerem, by ryzykować zerwanie relacji – zwłaszcza w chwili, gdy stosunki z USA były napięte z powodu wojny handlowej i stylu polityki Trumpa. Co więcej, w Europie panowało przekonanie (podzielane po cichu przez wiele rządów), że konflikt o Tajwan nie jest „naszym kryzysem” i należy przede wszystkim zabezpieczyć własne interesy. Prezydent Macron ujął to wprost: „Wielkim ryzykiem dla Europy jest uwikłanie się w kryzysy, które nie są nasze” – mówił, ostrzegając przed automatycznym podążaniem za USA w kwestii Tajwanu. Te słowa, wypowiedziane wprawdzie wiosną 2023, nabrały profetycznego znaczenia w roku 2025.
Zwrot Europy w stronę Chin: Rozczarowanie postawą USA oraz własne kalkulacje ekonomiczne doprowadziły do wyraźnego przesunięcia sił politycznych w Europie. Już w połowie lat 20. XX w. w UE narastała idea „strategicznej autonomii”, promowana m.in. przez Francję. W obliczu działań Trumpa, które podważały zaufanie do przewidywalności Ameryki, europejscy przywódcy coraz śmielej mówili o konieczności uniezależnienia się – zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak i łańcuchów dostaw czy waluty. Gdy USA nie zareagowały militarnie na inwazję na Tajwan, w wielu stolicach Europy uznano to za moment definitywnego początku ery post-amerykańskiej dominacji. Chiny, triumfujące nad Tajwanem, wysłały sygnał, że to one stają się głównym graczem, z którym trzeba się liczyć. W Europie nastąpił pragmatyczny zwrot: skoro USA „opuściły posterunek” w globalnej grze mocarstw, należało ułożyć sobie relacje z Chinami, aby zabezpieczyć własny dobrobyt i pokój.
Przejawem tego trendu była zmiana tonu w Berlinie, Paryżu i innych kluczowych stolicach UE. Współpraca gospodarcza z Chinami zaczęła być postrzegana jako nie tylko szansa, ale wręcz konieczność. Niemcy – tradycyjnie mocno powiązane z rynkiem chińskim – zrewidowały wcześniejsze plany ograniczania zależności od Chin. Wręcz przeciwnie, w 2026 r. rząd niemiecki podpisał z Chinami serię umów inwestycyjnych, gwarantujących m.in. dostawy rzadkich metali dla przemysłu europejskiego oraz udział europejskich firm w chińskich projektach infrastrukturalnych. Francja kontynuowała dialog z Pekinem, próbując równoważyć wartości (prawa człowieka, demokracja) z realpolitik. Nawet kraje Europy Środkowo-Wschodniej, dotąd ostrożne wobec Chin i mocno proamerykańskie (jak Polska czy kraje bałtyckie), musiały dostosować podejście. Polska, od lat stawiająca na sojusz z USA jako filar bezpieczeństwa, poczuła się szczególnie zaniepokojona. Jeszcze w 2024 r. Warszawa entuzjastycznie witała obecność wojsk USA na swoim terytorium, ale w 2025 r. te siły zaczęły być ograniczane (o czym niżej). Choć polskie władze pozostawały sceptyczne wobec Chin, zrozumiały, że jedność UE i utrzymanie gospodarczego napędu Europy są kluczowe – a to oznaczało branie udziału we wspólnej polityce wobec Pekinu.
W efekcie Chiny i UE zacieśniły kontakty polityczne. W 2026 r. odbył się specjalny szczyt UE–Chiny w Pekinie, na którym przewodniczący Xi Jinping podkreślał, że „Europa jest naturalnym partnerem Chin w budowaniu wielobiegunowego świata”. Z perspektywy Pekinu, osłabienie więzi transatlantyckich było korzystne i Chińczycy to wspierali (jak zauważył analityk Yanmei Xie już w 2023 r., część europejskich liderów uważała, że porządek świata z Chinami jako hegemonem regionalnym może być dla Europy wręcz korzystny). W latach 2025–2027 nastąpił znaczny wzrost inwestycji chińskich w Europie – w szczególności w sektorze energii odnawialnej, samochodów elektrycznych i technologii 5G/6G. Unijne ograniczenia wobec chińskich firm (np. Huawei) zostały złagodzone, gdy stało się jasne, że alternatywne źródła (np. amerykańskie) nie są pewne ani wystarczające. Europejskie koncerny z kolei zaczęły lepiej traktować chiński rynek – np. w branży luksusowej, motoryzacyjnej, lotniczej – licząc na preferencyjny dostęp, podczas gdy firmy amerykańskie były w Chinach dyskryminowane w odwecie za działania rządu USA.
Głębsza integracja w UE: Turbulencje geopolityczne paradoksalnie wzmocniły także wewnętrzną integrację Unii Europejskiej. Kraje UE zdały sobie sprawę, że tylko działając razem mogą efektywnie bronić swoich interesów gospodarczych i bezpieczeństwa. W obliczu presji zewnętrznych rozpoczął się proces pogłębiania integracji handlowej i politycznej wewnątrz Wspólnoty. Jeszcze w latach 2024–2025 Komisja Europejska zaproponowała pakiet regulacji zwiększających odporność jednolitego rynku – mowa była o usuwaniu pozostałych barier w handlu wewnątrzunijnym, standaryzacji nowych sektorów (np. cyfrowej gospodarki, danych), a także o inwestycjach w infrastrukturę łączącą państwa członkowskie. Priorytetem stało się wzmocnienie wewnętrznych łańcuchów dostaw i zmniejszenie zależności od zewnętrznych dostawców, o ile to możliwe, przy jednoczesnym utrzymaniu otwartości handlu. Program „Open Strategic Autonomy”, rozwijany od początku lat 20., zaczął nabierać konkretnych kształtów: UE inwestowała we własne zdolności produkcji półprzewodników (inicjatywa EU Chip Act), wspierała konsorcja produkujące baterie do samochodów elektrycznych, rozbudowywała projekty wspólnej infrastruktury energetycznej.
Ponadto, brak pewności co do sojuszu z USA w zakresie obronności popchnął Europejczyków do poważniejszego traktowania kwestii wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony. Już w 2025 r. w reakcji na doświadczenia z Tajwanu i Ukrainy, Rada Europejska zgodziła się na przyspieszenie prac nad Europejską Polityką Obronną – w tym utworzenie w przyszłości unijnych zdolności szybkiego reagowania. Choć NATO nadal istniało, to pojawiło się myślenie, że **„UE musi potrafić sama się bronić, gdyby Ameryka znów się wycofała”**. W praktyce przybrało to formę zwiększenia wydatków obronnych (Niemcy kontynuowały plan przekraczania 2% PKB na obronność, Polska doszła nawet do 4–5% PKB), rozwoju wspólnych programów zbrojeniowych i koordynacji przemysłu obronnego. Polska odegrała tu znaczącą rolę – mając świeże poczucie zagrożenia z powodu częściowego wycofania USA z regionu, Warszawa stała się jednym z najbardziej aktywnych orędowników silnej europejskiej obrony. W 2026 r. polski rząd zaproponował inicjatywę pod roboczą nazwą „Euro-Tarcza”, zakładającą utworzenie zintegrowanego systemu obrony powietrznej UE (bazującego na istniejących narodowych systemach, ale z wspólnym dowodzeniem i finansowaniem). Pomysł ten zyskał poparcie Niemiec i Francji, a następnie całej UE – stał się jednym z przykładów nowej jakości integracji: integracji w dziedzinie bezpieczeństwa.
Na polu czysto gospodarczym, wewnątrzunijna współpraca handlowa również się zacieśniła. Wymiana handlowa między państwami UE rosła w latach 2025–2030 szybciej niż kiedykolwiek od czasu powstania jednolitego rynku. Kryzysy zewnętrzne uświadomiły firmom wartość posiadania partnerów bliżej domu – nastąpił częściowy proces „friend-shoringu” i regionalizacji produkcji. Na przykład, zamiast sprowadzać komponenty z Azji, niemieckie firmy zaczęły częściej kupować je w Czechach czy Polsce, a francuskie w Hiszpanii czy Portugalii. UE wspomagała to zjawisko poprzez fundusze spójności i odbudowy, zachęcając do lokowania nowych inwestycji przemysłowych w Europie Środkowej i Południowej. Rezultatem był wzrost spójności ekonomicznej Unii – kraje takie jak Polska, Rumunia czy Słowacja notowały boom produkcyjny dzięki przenoszeniu tam części wytwórczości z dalekich krajów.
Te wszystkie kroki – większa unia gospodarcza i walutowa, współpraca obronna, skoordynowana polityka wobec mocarstw zewnętrznych – wskazywały, że Unia Europejska wyszła z połowy lat 20. silniejsza i bardziej zintegrowana niż kiedykolwiek. Paradoksalnie, polityka Donalda Trumpa stała się „szczepionką” wzmacniającą jedność Europy. Jak zauważyli analitycy, reelekcja Trumpa okazała się dla UE krytycznym momentem pobudzającym do przyspieszenia marszu ku autonomii strategicznej i wewnętrznej spójności. W styczniu 2025 r. komentatorzy mówili nawet o „szansie, jaką Trump daje Europie, by się przemyśleć na nowo”. I rzeczywiście – w kolejnych latach zobaczyliśmy, że Europa tę szansę wykorzystała, choć droga nie była prosta.
Kryzys prezydentury Trumpa – impeachment: Podczas gdy na świecie wstrząsy geopolityczne układały się częściowo po myśli Pekinu, a Europa znajdowała nową drogę, w samych Stanach Zjednoczonych dochodziło do głębokiego kryzysu politycznego. Prezydentura Donalda Trumpa od początku budziła kontrowersje i spolaryzowała społeczeństwo amerykańskie. Wybory 2024 r. Trump wprawdzie wygrał, ale nie zdobył większości głosów powszechnych (przegrał w nich o ponad 5 milionów, co było ewenementem – drugi raz z rzędu został prezydentem przy mniejszej liczbie głosów niż rywal). Partia Demokratyczna, mająca przewagę w Senacie po wyborach, oraz część umiarkowanych Republikanów w Kongresie, zaczęły od pierwszych dni nowej kadencji skrupulatnie patrzeć Trumpowi na ręce. Seria kontrowersyjnych decyzji – m.in. wspomniany brak reakcji na atak na Tajwan, podejrzenia o nadużycia władzy, a także wewnętrzne spory (Trump próbował np. podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości w sprawach dotyczących jego wcześniejszych zarzutów karnych) – doprowadziły do politycznej burzy. Już pod koniec 2025 r. w Izbie Reprezentantów złożono rezolucję w sprawie wszczęcia postępowania impeachmentu wobec prezydenta. Zarzuty obejmowały m.in. przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę bezpieczeństwa USA (przeciwnicy Trumpa argumentowali, że wycofując USA z przywództwa na świecie i tolerując agresję Chin, naraził kraj na długofalowe osłabienie pozycji). Dodatkowo pojawiły się nowe wątki – rzekome nadużycie władzy w celach politycznych i próby zastraszania przeciwników wewnętrznych. Klimat przypominał końcówkę lat 60. XX wieku (kryzys Nixonowski) lub wcześniejsze impeachmenty Trumpa, lecz tym razem stawka była jeszcze większa w obliczu chaosu na świecie.
Na początku 2026 roku Izba Reprezentantów (gdzie po wyborach środokresowych przewagę odzyskali Demokraci) formalnie przegłosowała artykuły impeachmentu przeciw Donaldowi Trumpowi. Stał się on pierwszym w historii USA prezydentem impeachowanym po raz trzeci. Proces w Senacie, choć politycznie naładowany, tym razem miał poważne szanse – kilku senatorów GOP zasygnalizowało możliwość zagłosowania za usunięciem prezydenta, zaniepokojonych jego działaniami. Zanim jednak doszło do ostatecznego głosowania, sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót. W połowie 2026 r., w obliczu pogarszającej się sytuacji (także gospodarczej – USA wpadły w recesję z powodu wojen handlowych i inflacji), Donald Trump ogłosił swoją rezygnację z urzędu w zamian za gwarancje nietykalności prawnej. Był to polityczny wstrząs – po raz pierwszy prezydent USA ustąpił pod groźbą impeachmentu od czasów Nixona w 1974 r. Urząd prezydenta objął wówczas wiceprezydent J.D. Vance. Nowa administracja tymczasowa (2026–2028) skupiła się na gaszeniu wewnętrznych pożarów – złagodzono nieco wojny celne (część ceł na sojuszników zniesiono, aby odbudować jedność obozu zachodniego), próbowano opanować inflację programami fiskalnymi, a przede wszystkim uspokajano nastroje społeczne. Mimo to pozycja USA na świecie już nie wróciła do stanu sprzed 2025 r. Ustąpienie Trumpa zostało odebrane jako oznaka destabilizacji amerykańskiej demokracji, a partnerzy zagraniczni utwierdzili się w przekonaniu, że muszą liczyć przede wszystkim na siebie.
Wycofanie wojsk USA z Polski (Jasionka): Jeszcze zanim Donald Trump ustąpił z urzędu, jego podejście do zaangażowania USA w Europie dało o sobie znać. Jednym z symbolicznych wydarzeń była decyzja ogłoszona w kwietniu 2025 roku o wycofaniu większości amerykańskich sił z lotniska Rzeszów-Jasionka w Polsce. Ta baza logistyczna, położona blisko granicy z Ukrainą, od początku wojny w 2022 r. była kluczowa dla przerzutu zachodniej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Pod auspicjami USA Jasionka stała się hubem transferowym broni i zaopatrzenia dla walczących sił ukraińskich. Jednak priorytetem administracji Trumpa stało się „odciążenie” Ameryki i przerzucenie większej odpowiedzialności na europejskich sojuszników. W komunikacie dowództwa US Army Europe w kwietniu 2025 r. ogłoszono przeniesienie personelu i sprzętu z Jasionki do innych baz w Europie oraz „usprawnienie amerykańskiej obecności” w Polsce poprzez redukcję stałego kontyngentu. Podkreślono, że **„ważne zadania wsparcia Ukrainy będą kontynuowane pod przewodnictwem Polski i NATO, przy wsparciu ograniczonej obecności USA”**. Innymi słowy, Amerykanie dali do zrozumienia, że dalej pomagają, ale to Europejczycy muszą wziąć ciężar operacyjny na siebie. Rzeczywiście, Polska i inni sojusznicy przejęli prowadzenie kluczowych inicjatyw: np. Wielka Brytania stanęła na czele tzw. grupy Ramstein (koordynującej pomoc wojskową Ukrainie) zamiast USA, a NATO przejęło dowodzenie misją obrony powietrznej w regionie (wcześniej sprawowaną przez USA). Liczebność wojsk amerykańskich w Europie spadła z około 100 tys. (w szczycie 2022–23) do ~80 tys. w 2025 r.. Szczególnie dotkliwe dla Polski było ograniczenie obecności w newralgicznym punkcie, jakim była Jasionka – USA wycofały swoje wyrzutnie Patriot i personel, pozostawiając zabezpieczenie tego obszaru polskim Siłom Zbrojnym i rotacyjnym siłom sojuszniczym.
Decyzja o częściowym wycofaniu z Polski miała istotne konsekwencje polityczne i psychologiczne. Polska, jako jedno z państw najbardziej zagrożonych agresywną polityką Rosji, traktowała obecność wojsk USA na swoim terytorium jako „gwarancję zaufania”. Teraz, w obliczu redukcji tej obecności, w Warszawie zapanował niepokój. Polski rząd (niezależnie od tego, że formalnie starał się tonować obawy opinii publicznej) zaczął intensywnie zabiegać o większe zaangażowanie europejskich sojuszników. Prezydent RP w przemówieniu do parlamentu w maju 2025 r. mówił: „Musimy budować bezpieczeństwo Polski w oparciu o europejski filar NATO, silną armię krajową i bliską współpracę regionalną. Sojusz z USA pozostaje fundamentem, ale musimy być gotowi samodzielnie stawić czoła zagrożeniom”. Jednocześnie Polska jeszcze bardziej przyspieszyła własne programy zbrojeniowe – zamówiono dodatkowe baterie Patriot (od Niemiec w ramach integracji obrony europejskiej) oraz kontynuowano rozbudowę liczebną sił zbrojnych (cel 300 tys. żołnierzy).
W skali europejskiej wycofanie USA z Jasionki uznano za element szerszego trendu – przesuwania ciężaru odpowiedzialności na Europę. Dla NATO jako całości oznaczało to konieczność adaptacji. Sekretarz Generalny NATO zapewniał, że „obecność USA w Europie pozostaje znacząca”, ale zarazem z zadowoleniem przyjął gotowość europejskich członków do objęcia przewodniej roli w niektórych przedsięwzięciach. Europa stopniowo przejmowała inicjatywę w sprawach bezpieczeństwa na swoim obszarze – co zresztą było zgodne z duchem strategicznej autonomii UE.
Podsumowując stan na początek 2025 roku: świat znalazł się na rozdrożu. Stany Zjednoczone pod rządami Trumpa prowadziły politykę konfrontacji gospodarczej (wojna celna z Chinami, naciski na Europę) i wycofywania się z roli „światowego policjanta” (brak reakcji na Tajwan, redukcja zaangażowania w Europie). Chiny agresywnie wykorzystały okazję, dokonując inwazji na Tajwan i umacniając swoją pozycję kosztem USA – choć przypłaciły to sankcjami, izolacją ze strony Waszyngtonu oraz pogorszeniem relacji z sąsiadami azjatyckimi. Europa została zmuszona do przyspieszonego dojrzewania strategicznego: pogłębiła integrację wewnętrzną i podjęła współpracę z Chinami, dążąc do zabezpieczenia swoich interesów w warunkach niepewności co do wsparcia amerykańskiego. Rosja, wciąż zaangażowana w wyniszczającą wojnę na Ukrainie, paradoksalnie zyskała silniejsze związki z Chinami i pewną odwilż w relacjach z Europą pragnącą stabilizacji gospodarczej. Ukraina nadal walczyła, lecz mogła odczuć, że zewnętrzne okoliczności – spadek jedności Zachodu – działają na jej niekorzyść. Na horyzoncie rysowała się konieczność nowych rozwiązań i kompromisów. W kolejnym rozdziale prześledzimy, jak te początkowe warunki przełożyły się na dalszy bieg wydarzeń w drugiej połowie lat 20. XXI wieku.
Lata 2025–2030: Świat po wstrząsie
Stany Zjednoczone: od izolacjonizmu do zmiany władzy
Drugą połowę lat 20. XXI wieku Stany Zjednoczone rozpoczęły w stanie politycznego wrzenia i częściowej izolacji na arenie międzynarodowej. Po wydarzeniach 2025 r. – eskalacji wojny handlowej z Chinami, bierności wobec inwazji na Tajwan i narastającym chaosie wewnętrznym – USA znalazły się na geopolitycznym uboczu, skupione na własnych problemach. Jeszcze przed ustąpieniem Donalda Trumpa z urzędu (co nastąpiło w 2026 r.), jego administracja starała się realizować obietnice kampanijne redukcji zaangażowania za granicą. Kontyngenty wojskowe w rejonach „niestrategicznych” według Trumpa były ograniczane – nie tylko w Polsce, ale i na Bliskim Wschodzie czy w Afryce. Znacznie zmniejszono amerykańską obecność w Iraku i Syrii, a w Afryce zlikwidowano kilka baz dronów, przekazując zadania lokalnym partnerom. Hasło „ending endless wars” (zakończyć niekończące się wojny) rozszerzono de facto na uniknięcie nowych potencjalnych konfliktów – nawet kosztem prestiżu USA.
Polityka Trumpa w latach 2025–26 charakteryzowała się więc silnym izolacjonizmem i koncentracją na polityce wewnętrznej. Niestety, ta ostatnia także pogrążyła się w chaosie. Prezydent otwarcie konfliktował z Kongresem, atakował niezależność wymiaru sprawiedliwości (m.in. próbując zablokować toczące się przeciw niemu dochodzenia, co ostatecznie stało się jednym z zarzutów w procedurze impeachmentu) i wydawał dziesiątki kontrowersyjnych rozporządzeń wykonawczych, które następnie bywały blokowane przez sądy. Polaryzacja społeczeństwa amerykańskiego osiągnęła apogeum – zwolennicy Trumpa organizowali demonstracje poparcia, oskarżając „establishment” o spisek, zaś przeciwnicy wychodzili na ulice w masowych protestach przeciw „niszczeniu demokracji”. Gospodarka USA w tym czasie doświadczyła recesji w 2026 r.: kombinacja wysokiej inflacji i spadku zaufania biznesu (oraz spadku eksportu, bo wojny celne uderzyły też w amerykańskich eksporterów np. produktów rolnych do Chin) spowodowała ujemny wzrost PKB przez trzy kolejne kwartały. Była to tzw. stagflacja – stagnacja połączona z inflacją – przypominająca lata 70. XX wieku. Bezrobocie wzrosło, choć nadal pozostawało umiarkowane dzięki pakietom stymulacyjnym (ironicznie, administracja Trumpa wdrożyła pewne formy wsparcia fiskalnego, by złagodzić skutki własnej polityki celnej).
W tych warunkach impeachment Trumpa w 2026 r. i jego rezygnacja były swoistym punktem zwrotnym. Po ustąpieniu Trumpa, w drugiej połowie 2026 i w roku 2027, Stany Zjednoczone pod rządami nowego tymczasowego prezydenta (który przejął urząd jako dotychczasowy wiceprezydent) starały się odzyskać równowagę. Priorytetem stało się zakończenie destrukcyjnej wojny handlowej z sojusznikami: Waszyngton zniósł w 2026 r. karne cła na towary z UE, Kanady i Japonii, próbując naprawić nadszarpnięte relacje. Wobec Chin utrzymano jednak ostrą linię – co prawda zaczęto cicho sondować możliwość jakiegoś „zawieszenia broni” celnego, ale Pekin w obliczu sankcji za Tajwan i tak nie liczył na szybkie ocieplenie stosunków. USA kontynuowały więc wysokie taryfy na chiński import, lecz starały się jednocześnie wzmocnić handel z innymi partnerami (np. zwiększono import z Indii, Wietnamu, Meksyku w miejsce chińskich produktów). Polityka ta była określana mianem „friend-shoring” – przenoszenie łańcuchów dostaw do krajów zaprzyjaźnionych. Jeszcze administracja Bidena rozpoczęła trend de-riskingu (dywersyfikacji od Chin), a po doświadczeniach z Trumpem stało się jasne dla obu amerykańskich partii, że nadmierne uzależnienie od Chin stanowi zagrożenie strategiczne. Zatem tu istniała pewna kontynuacja polityki: również po Trumpie USA dążyły do zmniejszenia roli Chin w globalnych łańcuchach, ale czyniły to już bardziej planowo i we współpracy z sojusznikami, a nie przeciw nim.
W polityce bezpieczeństwa tymczasowy rząd USA próbował odbudować wiarygodność. Amerykańscy dyplomaci objeżdżali Europę i Azję, zapewniając, że Stany Zjednoczone nadal są zaangażowane w obronę sojuszników. Podkreślano, że nieudana odpowiedź na Tajwan nie oznacza porzucenia np. Japonii czy NATO. W praktyce jednak zapewnienia te przyjmowano z ostrożnością. Zaufanie zostało nadszarpnięte i tylko konkrety mogły je przywrócić. W 2027 r. tymczasowa prezydent (chociaż bez silnego mandatu politycznego) zgodziła się na zwiększenie rotacyjnej obecności sił USA na Alasce i Hawajach – jako sygnał dla Azji, że USA monitorują sytuację w regionie. W Europie natomiast obiecano wstrzymanie dalszych redukcji wojsk – te ~80 tys. żołnierzy, którzy pozostali, utrzymano i nie planowano dalszego cięcia (ale też nie przywrócono do 100 tys., co byłoby pozytywnym sygnałem).
Kraj jednak nadal żył własną polityką. Wybory prezydenckie 2028 stały się areną walki o duszę Ameryki – czy ma ona powrócić do roli lidera demokratycznego świata, czy kontynuować kurs nacjonalistyczno-izolacyjny. Z ramienia Demokratów startował doświadczony polityk obiecujący „odnowę amerykańskiego przywództwa” i odbudowę sojuszy. Republikanie, po turbulencjach ery Trumpa, wystawili kandydata bardziej umiarkowanego (choć nadal o poglądach konserwatywnych), który dystansował się od skrajności poprzednika, ale w sprawach np. Chin nadal głosił twarde stanowisko. Wygrał kandydat Demokratów, zdobywając zdecydowaną przewagę w głosowaniu powszechnym – społeczeństwo było zmęczone chaosem i pragnęło stabilizacji. Tak oto w styczniu 2029 r. do Białego Domu wprowadził się nowy prezydent (pierwszy Demokratyczny mandat od 2016 r.), co zapoczątkowało okres prób reorientacji polityki USA.
Podsumowując drugą połowę lat 20. z perspektywy USA: kraj przeszedł głębokie turbulencje wewnętrzne, wycofał się częściowo z roli globalnego lidera, po czym dokonał zmiany kierunku na bardziej tradycyjny, międzynarodowo zaangażowany – jednak w świecie, który przez te kilka lat zdążył się istotnie zmienić. Nowa administracja amerykańska od 2029 r. musiała działać w realiach multipolarnej gry, gdzie Chiny były silniejsze i bardziej agresywne, Europa bardziej niezależna, a wiarygodność USA – nadwątlona. Kolejna dekada przyniosła zatem wyzwanie odbudowy pozycji Stanów Zjednoczonych, ale już nie jako samotnego hegemona, lecz jednego z kilku głównych graczy na scenie światowej.
Chiny i Azja Wschodnia: triumf po Tajwanie i hegemonia regionalna
Po zwycięstwie nad Tajwanem w 2025 roku Chiny weszły w drugą połowę lat 20. jako potęga zarówno umocniona, jak i stojąca przed nowymi wyzwaniami. Triumf militarny – opanowanie Tajwanu – zrealizował jeden z kluczowych celów KPCh i propagandowo ugruntował władzę Xi Jinpinga. W oczach chińskiej opinii publicznej przywrócono „historyczną jedność” kraju, a armia ludowa udowodniła swoją zdolność do przeprowadzania skomplikowanych operacji. ChRL stała się hegemonem w Azji Wschodniej, ponieważ po upadku Tajwanu cały tzw. pierwszy łańcuch wysp od Japonii po Filipiny znalazł się pod dominującym wpływem Pekinu.
Bezpośrednio po zakończeniu operacji tajwańskiej, chińskie władze ogłosiły powołanie „Specjalnego Regionu Administracyjnego Tajwan”, zapowiadając pewien stopień autonomii lokalnej. W praktyce jednak na wyspie zainstalowano prorządową administrację, a tysiące działaczy prodemokratycznych aresztowano. Setki tysięcy Tajwańczyków uciekły w obawie przed represjami – fala migracji skierowała się głównie do Japonii, Australii i USA, tworząc nową tajwańską diasporę i budząc współczucie dla losu wyspy, lecz zbyt późno, by to coś zmieniło. Tajwan – dotychczasowa demokracja i jeden z technologicznych liderów świata – został włączony do autorytarnego państwa chińskiego. Firmy tajwańskie, jak gigant produkcji półprzewodników TSMC, zostały podporządkowane polityce Pekinu. W krótkim okresie spowodowało to zachwianie światowego rynku chipów (chwilowy niedobór najbardziej zaawansowanych układów, bo USA i część krajów nałożyły embargo na produkty high-tech z Tajwanu pod kontrolą ChRL), ale Chiny starały się szybko zapewnić, że będą kontynuować dostawy – choć teraz na własnych warunkach.
Reakcje regionalne na sukces Chin były mieszane. Japonia zareagowała zdecydowanie: w 2026 r. japoński parlament podjął historyczną decyzję o rewizji pacyfistycznej konstytucji, zwiększając swobodę Sił Samoobrony. Tokio zapowiedziało podwojenie budżetu obronnego (do 2% PKB) i przyspieszenie prac nad własnym potencjałem odstraszania – w debacie publicznej pojawił się nawet temat ewentualnego posiadania broni jądrowej przez Japonię (choć nie zmaterializował się, to sam fakt dyskusji pokazał skalę niepokoju). Korea Południowa również zwiększyła wydatki wojskowe i zacieśniła współpracę obronną z Japonią (pomimo historycznych zaszłości) oraz z Australią i Indiami, starając się budować regionalne partnerstwo na wypadek dalszej ekspansji Chin. Indie, tradycyjny rywal Chin w Azji, także wyciągnęły wnioski – Delhi intensyfikowało program modernizacji armii i floty, i choć oficjalnie zachowało pewien dystans (Indie wciąż utrzymywały pewną niezależność strategiczną, unikając jawnego sojuszu antychińskiego), to de facto coraz bliżej współpracowało z Japonią, Australią i (po 2029) z powracającymi do aktywności USA, w ramach luźnego formatu Quad (który zyskał nowe życie po 2025 roku).
Państwa Azji Południowo-Wschodniej znalazły się natomiast w trudnej sytuacji. Widząc, że USA nie obroniły Tajwanu, wiele z tych krajów (np. Filipiny, Tajlandia, Malezja) przyjęło postawę akomodacji – nie chcąc prowokować Pekinu, który mógłby teraz śmielej wysuwać roszczenia, np. na Morzu Południowochińskim. Filipiny, formalny sojusznik USA, zmieniły kurs polityki: nowy rząd w Manili w 2026 r. ogłosił, że będzie dążyć do „przyjaźni ze wszystkimi mocarstwami” i ograniczył dostęp wojsk amerykańskich do filipińskich baz, by nie antagonizować Chin. Wietnam – mający własne zatargi z Chinami – zacieśnił co prawda współpracę wojskową z Japonią i Indiami, ale robił to dyskretnie, oficjalnie również deklarując neutralność. Generalnie, Chiny zdołały zasiać strach i podzielić ASEAN, co ograniczyło zdolność regionu do zbiorowego przeciwstawienia się Pekinowi.
W latach 2026–2030 Chiny starały się wykorzystać swój sukces i umocnić rolę hegemona w Azji. Pekin intensyfikował inicjatywy ekonomiczne: Inicjatywa Pasa i Szlaku (BRI) nabrała nowego rozpędu. Chińskie inwestycje infrastrukturalne w Azji, Afryce i Europie Wschodniej poszerzyły się – co ciekawe, również Europa zaczęła ponownie przychylnie patrzeć na niektóre projekty BRI, widząc w tym szansę na rozwój handlu euro-azjatyckiego (w 2027 r. UE i Chiny podpisały memorandum w sprawie wspólnego finansowania ulepszeń Kolei Transsyberyjskiej, aby usprawnić lądowe szlaki handlowe). Juan – waluta chińska – zaczął odgrywać większą rolę regionalnie: po 2025 r. wiele krajów sąsiednich zwiększyło obrót w juanie. W samej Rosji juan niemal całkowicie zastąpił dolara w handlu dwustronnym, a w regionie ASEAN Chiny zachęcały partnerów do używania juana w transakcjach (np. w 2028 r. Indonezja i Malezja zaczęły rozliczać część wymiany z Chinami w juanie). To był element budowania strefy ekonomicznej wpływów.
Chiny nie były jednak całkowicie bez kosztów swojego agresywnego kursu. Sankcje zachodnie po Tajwanie – głównie amerykańskie, brytyjskie i częściowo japońskie – odcięły ChRL od najnowocześniejszych technologii z tych źródeł. USA zaostrzyły restrykcje na eksport półprzewodników i maszyn litograficznych do Chin, czemu po 2025 r. przyklasnęła także nowa prounijna koalicja w Holandii (ASML – producent maszyn do chipów – całkowicie wstrzymał dostawy do Chin). Oznaczało to, że chiński sektor hi-tech musiał intensywniej polegać na własnych rozwiązaniach lub handlu równoległym. Pekin przyspieszył programy samowystarczalności technologicznej – do 2030 r. udało się np. opracować rodzimą architekturę mikroprocesorów zdolną konkurować z zachodnimi w wielu zastosowaniach (przy ogromnych nakładach i dzięki przejęciu zasobów tajwańskich). Niemniej jednak pewne opóźnienie technologiczne pozostało; np. w wyścigu o najbardziej zaawansowane układy logiczne (poniżej 2 nm) Chiny były nieco w tyle za połączonym potencjałem firm z Korei, Japonii, Europy i USA.
Społeczno-ekonomicznie, końcówka lat 20. przyniosła Chinom zarówno sukcesy, jak i nowe problemy. Po zjednoczeniu z Tajwanem ChRL przejęła ogromny potencjał gospodarczy wyspy – high-tech, wyszkoloną siłę roboczą, kapitał. W krótkim okresie chińskie statystyki PKB odnotowały skokowy wzrost dzięki integracji tajwańskiej gospodarki. Według danych za 2026 r., PKB Chin (w ujęciu nominalnym) zbliżył się do PKB USA. Już wcześniej prognozy wskazywały, że Chiny prześcigną USA pod względem wielkości gospodarki do około 2030 r., co rzeczywiście nastąpiło w okolicach 2029/2030 – wówczas to chińskie PKB nominalne osiągnęło ok. 28 bilionów USD, podczas gdy amerykańskie oscylowało przy 27 bilionach (licząc bieżący kurs, bo w parytecie siły nabywczej Chiny prowadziły już od dawna). Chiny stały się największą gospodarką świata, choć wciąż znacznie ludniejszą, więc pod względem PKB na mieszkańca pozostawały daleko za Zachodem. Wzrost gospodarczy Chin w drugiej połowie lat 20. nieco jednak wyhamował w porównaniu z początku dekady – z około 5–6% rocznie do około 3–4%. Powody to: starzenie się społeczeństwa (pokolenie wyżu demograficznego zaczęło masowo przechodzić na emeryturę, a niski przyrost naturalny nie uzupełniał siły roboczej), napięcia handlowe (utrata części rynku USA) oraz saturacja inwestycji infrastrukturalnych. Rząd chiński reagował stymulując popyt wewnętrzny – zwiększano wydatki socjalne, by Chińczycy chętniej konsumowali, oraz wprowadzano ulgi dla sektora prywatnego (uprzednio przyduszonego przez kampanie regulacyjne w początku lat 20.). To pomogło uniknąć twardego lądowania.
Xi Jinping po „odzyskaniu” Tajwanu osiągnął status najwyższego autorytetu na miarę Mao. W 2027 r. podczas XX1 Zjazdu KPCh formalnie ogłoszono wpisanie „myśli Xi Jinpinga” do konstytucji jako doktryny przewodniej, a limit kadencji przewodniczącego zniesiono już wcześniej. Jednak nawet Xi musiał zacząć myśleć o sukcesji – w miarę jak zbliżał się do 80-tki (będzie ją obchodził w 2033 r.), wewnątrz partii rosły naciski, by wyznaczył następcę. Do końca dekady lat 20. nie było to rozstrzygnięte, co rodziło pewną niepewność polityczną pod powierzchnią jedności.
W ujęciu militarnym, Chiny kontynuowały rozbudowę sił zbrojnych. Po Tajwanie nastąpiła pauza – Pekin nie angażował się w nowe konflikty zbrojne, ale zwiększał obecność np. na Morzu Południowochińskim (umacnianie baz na sztucznych wyspach) i intensyfikował patrole marynarki w okolicach Japonii. Wydatki wojskowe Chin do 2030 r. wzrosły do poziomu ok. 2,5% PKB, co przy ogromnej gospodarce czyniło je równymi (a nawet przekraczającymi) budżet obronny USA. Chiny zwodowały kolejne lotniskowce (do 2030 miały ich 5, choć nie tak zaawansowane jak amerykańskie), rozwijały arsenał rakiet hipersonicznych zdolnych zagrozić okrętom i bazom USA na Pacyfiku, a także – co bardzo istotne – inwestowały mocno w sztuczną inteligencję i autonomiczne systemy bojowe. PLA wdrażała drony bojowe sterowane przez AI rojami, systemy rozpoznania oparte na algorytmach uczenia maszynowego integrujące dane z satelitów, radarów i wywiadu elektronicznego, co dawało przewagę w tzw. decydującym łańcuchu (faster decision cycle). To wszystko sprawiło, że Chiny stały się wiodącą potęgą militarną w swoim regionie, zdolną potencjalnie stawić czoła USA w konflikcie konwencjonalnym w Azji (choć kwestia nuklearnego odstraszania pozostawała – tu obie strony uważały, by nie eskalować).
Podsumowując, lata 2025–2030 dla Chin to okres ukoronowania ambicji mocarstwowych: wyeliminowanie problemu Tajwanu, zdominowanie bliskiej zagranicy, stanie się największą gospodarką świata i wyznaczanie kierunków technologicznych (przynajmniej równorzędnie z USA w wielu dziedzinach, w AI nawet przodując). Jednocześnie był to czas, gdy Chiny umocniły blok sojuszniczy z Rosją i zbliżyły do siebie wiele krajów Globalnego Południa, kreując swój obraz jako lidera „nieliberalnego” porządku alternatywnego wobec zachodniego. Niemniej nad Chinami zbierały się też pewne chmury: demografia, ryzyko izolacji technologicznej, nieufność sąsiadów (których zbrojenia rosły) i pytania o stabilność systemu po ewentualnym odejściu charyzmatycznego lidera. W kolejnej dekadzie okazało się, czy Pekin zdoła wykorzystać swoją potęgę do ustanowienia trwałej przewagi, czy też natrafi na bariery swojego rozwoju.
Unia Europejska: strategiczna autonomia, integracja i rola Polski
Druga połowa lat 20. była dla Unii Europejskiej okresem szybkiej przemiany – od zaskoczenia i niepokoju w 2025 r. do konsolidacji i wzmocnienia pozycji do roku 2030. Po początkowym szoku wywołanym polityką Trumpa i kryzysem tajwańskim, Europa dość sprawnie przekuła kryzysy w bodziec do działania. W rezultacie UE wyszła z lat 20. bardziej zintegrowana, samodzielna i wpływowa niż kiedykolwiek wcześniej.
Jednym z filarów tej przemiany była autonomia strategiczna. Już wspomniano, że reelekcja Trumpa posłużyła jako katalizator: europejscy przywódcy zrozumieli, że muszą wziąć los w swoje ręce. W latach 2025–2030 nastąpił szereg inicjatyw wzmacniających spójność polityki zagranicznej i bezpieczeństwa UE. Utworzono np. Europejską Radę Bezpieczeństwa – nieformalny format konsultacji przywódców państw UE w sprawach kryzysów międzynarodowych, działający równolegle do NATO, ale dający Europie własną platformę decyzyjną. To właśnie na tym forum w 2026 r. uzgodniono wspólną reakcję UE na inwazję Chin na Tajwan (ograniczono się do potępienia dyplomatycznego i minimalnych sankcji, co pokazało, że UE potrafi wypracować jedno stanowisko nawet w trudnej sprawie, choć krytycy wskazywali na jego miękkość).
Ważniejszym efektem autonomii strategicznej było stopniowe rozwijanie zdolności obronnych. Pod egidą PESCO (Stała Współpraca Strukturalna w dziedzinie obronności UE) ruszyło kilka kluczowych projektów: opracowanie wspólnego europejskiego drona bojowego, programu obrony powietrznej (Euro-Tarcza) oraz utworzenie zintegrowanego dowództwa medyczno-logistycznego na czas kryzysu. W 2028 r. państwa UE zgodziły się także na utworzenie Europejskich Sił Reagowania – brygady, która mogłaby zostać szybko rozmieszczona w sąsiedztwie Europy w razie nagłego konfliktu (np. w razie załamania sytuacji na Bałkanach czy w Afryce Północnej). Choć brygada ta miała raczej symboliczne znaczenie (kilka tysięcy żołnierzy), stała się dowodem na polityczną wolę wspólnego działania. Co istotne, Wielka Brytania – choć wystąpiła z UE w 2020 r. – została zaproszona do udziału w tych inicjatywach na mocy osobnych porozumień. Rząd brytyjski, również zaniepokojony nieprzewidywalnością USA pod Trumpem, dołączył do Euro-Tarczy i zadeklarował gotowość uczestnictwa w Europejskich Siłach Reagowania jako partner (co zacieśniło bezpieczeństwo europejskie ponad podziałem Brexitowym).
Integracja gospodarcza UE także się pogłębiła, co już częściowo omówiono. W 2025 r. uruchomiono znaczną część środków z funduszu NextGenerationEU (zaprojektowanego pierwotnie jako instrument odbudowy po pandemii) na unowocześnienie przemysłu i infrastrukturę. Projekty finansowane z tego funduszu i uzupełniających inwestycji krajowych sprawiły, że do końca dekady Europa dokonała zielonej transformacji szybciej, niż planowano: udział źródeł odnawialnych w miksie energetycznym UE przekroczył 50% w 2030 r., zmniejszając tym samym zależność od importu paliw kopalnych (w tym z Rosji). To uniezależnienie się od rosyjskiego gazu i ropy miało długofalowe konsekwencje polityczne – Rosja utraciła swoją dźwignię energetyczną wobec Europy, co ułatwiło UE utrzymanie twardego stanowiska wobec Moskwy w kwestii Ukrainy (o czym niżej).
W ramach jednolitego rynku przyjęto kolejne regulacje ułatwiające biznes transgraniczny. Wprowadzono np. europejski system patentowy (redukując koszty dla innowatorów działających w całej UE) oraz harmonizację podatków cyfrowych, by wielkie korporacje płaciły sprawiedliwie we wszystkich krajach. Z punktu widzenia obywateli widoczną zmianą było upowszechnienie cyfrowego euro – Europejski Bank Centralny po serii testów wprowadził w 2027 r. oficjalnie cyfrową wersję euro, akceptowaną we wszystkich państwach strefy. To wzmocniło spójność finansową i ułatwiło płatności transgraniczne, dodatkowo uniezależniając Europejczyków od międzynarodowych systemów dolarowych. Warto dodać, że w latach 2025–2030 nastąpił potężny wzrost znaczenia euro w rezerwach walutowych globalnie, co było efektem de-dolaryzacji opisanej wyżej – dzięki temu Europejski Bank Centralny mógł prowadzić politykę pieniężną z większym globalnym wpływem (euro stało się drugą najważniejszą walutą rezerwową na świecie, a według niektórych miar nawet dogoniło dolara pod koniec dekady). W 2030 r. udział euro w światowych rezerwach przekraczał 30% (wzrost z ~20% dekadę wcześniej), a w rozliczeniach handlu międzynarodowego euro oceniano na ponad 25% udziału – znacznie powyżej poziomów sprzed 2025.
Rola Polski i regionu CEE: Dla Polski lata 2025–2030 były okresem ambiwalentnym – z jednej strony poczucie zagrożenia i utrata pełnego zaufania do USA, z drugiej nowe możliwości jako ważnego gracza wewnątrz zacieśniającej się UE. Wycofanie części wojsk USA w 2025 r. i słabnące wsparcie Waszyngtonu dla Ukrainy wywołały w Polsce na początku obawy o bezpieczeństwo. Jednak polskie władze szybko dostosowały strategię. Polska stanęła na czele wysiłków europejskich na rzecz wsparcia Ukrainy – organizując dostawy uzbrojenia (Polska była głównym hubem logistycznym, nawet po wycofaniu USA z Jasionki, polskie wojsko i koleje przejęły te zadania przy wsparciu UE), lobbując w Europie za utrzymaniem sankcji na Rosję i przeciw jakimkolwiek próbom „resetu” relacji z Kremlem dopóki trwała okupacja ukraińskich ziem. W ten sposób Polska umocniła swoją pozycję moralnego i politycznego lidera wschodniej flanki.
Wewnątrz UE, Polska – tradycyjnie nieco eurosceptyczna w poprzednich latach – zmieniła ton na bardziej prointegracyjny, widząc, że silna Unia to najlepsza gwarancja polskich interesów przy niepewnym sojuszu z USA. Polski rząd aktywnie uczestniczył we wszystkich projektach PESCO i postulował nawet ich rozwijanie. Ponadto Polska wraz z krajami bałtyckimi i nordyckimi utworzyła w 2026 r. nieformalną grupę roboczą w ramach UE, zwaną potocznie „Bukaresztańska Dziewiątka w UE” (od istniejącej B9 w NATO) – była to platforma konsultacji państw wschodniej flanki UE mająca koordynować stanowiska w kwestiach Rosji, bezpieczeństwa wschodniego i relacji transatlantyckich. Dzięki temu głos regionu był bardziej słyszalny w Brukseli. Rezultatem było np. uwzględnienie postulatów tych krajów w planowaniu nowej strategii globalnej UE (dokument z 2028 r. jasno nazywał Rosję „trwałym zagrożeniem bezpieczeństwa europejskiego” i zobowiązywał UE do wspierania państw Europy Wschodniej w oporze wobec agresji).
W sensie gospodarczym Polska wykorzystała trend near-shoringu w Europie. Korporacje niemieckie, francuskie, włoskie – w obliczu napięć z Chinami i przerw w dostawach 2025 r. – chętniej lokowały produkcję w Polsce, Czechach, Słowacji, Rumunii. Duży napływ inwestycji sprawił, że region Europy Środkowo-Wschodniej przeżył boom przemysłowy. Polska gospodarka rosła w tempie około 4–5% rocznie w drugiej połowie lat 20., wyraźnie powyżej średniej UE, doganiając pod względem PKB per capita poziom średniej unijnej. Do 2030 r. Polska stała się piątą gospodarką UE (wyprzedzając Niderlandy), a jej rola jako rynku i producenta umocniła się. Warszawa stała się też ważnym ośrodkiem rozwoju technologii wojskowych w UE – dzięki ogromnym zakupom zbrojeniowym Polska rozwinęła własne kompetencje, np. produkowała nowoczesne drony i pojazdy opancerzone we współpracy z Koreą Południową i krajami UE, a następnie dzieliła się nimi w projektach unijnych.
Polska politycznie zacieśniła także współpracę z Niemcami i Francją – tzw. Trójkąt Weimarski odżył: odbywały się regularne spotkania na szczeblu ministrów obrony i spraw zagranicznych, w których Polska przedstawiała perspektywę wschodnią, a Francja zachodnią – i wypracowywano wspólne stanowiska UE. To znacznie wzmocniło spójność Unii. Można powiedzieć, że w tych latach Polska z peryferyjnego członka stała się jednym z kluczowych krajów UE, zwłaszcza w dziedzinie bezpieczeństwa i polityki wschodniej.
Rosja i Ukraina: koniec wojny i nowy porządek w Europie Wschodniej
W 2025 r. wojna Rosji przeciw Ukrainie wkraczała w trzeci rok i przybierała formę przedłużającego się konfliktu pozycyjnego. Brak zdecydowanego zwycięstwa którejkolwiek ze stron, zmęczenie bojowe, wyczerpywanie się zapasów – wszystko to wskazywało, że konflikt przekształca się w wyniszczającą wojnę na wyczerpanie. Jednak wydarzenia geopolityczne – szczególnie reelekcja Trumpa i zmiany priorytetów USA – wpłynęły zasadniczo na przebieg tej wojny w drugiej połowie lat 20.
Osłabienie wsparcia USA dla Ukrainy: Od momentu objęcia władzy przez Trumpa, Ukraina zaczęła otrzymywać sygnały, że Waszyngton chce szybko zakończyć wojnę. Trump głośno deklarował w kampanii, że „załatwi sprawę Ukrainy w 24 godziny” – co sugerowało wymuszenie porozumienia pokojowego. Już pod koniec 2024 r. jego emisariusze sondażowo kontaktowali się z Moskwą i Kijowem, sondąc warunki ewentualnego rozejmu. Rosja – wyczuwając sprzyjający wiatr – zaostrzyła w tym czasie działania, chcąc zwiększyć zdobycze terytorialne przed potencjalnymi rozmowami. Zimą 2024/25 rosyjska armia, wspierana świeżo zmobilizowanymi rezerwistami i dużą ilością sprzętu zakupionego z Chin (nieoficjalnie, Chiny od 2024 r. zaczęły dostarczać Rosji drony bojowe i amunicję krążącą na znaczną skalę, omijając sankcje przez podmioty trzecie), podjęła ofensywę na wschodzie Ukrainy. Ukraińcy, choć dzielnie się bronili, zaczęli odczuwać niedostatek amunicji i wsparcia – w Kongresie USA wstrzymano nowe pakiety pomocowe, a europejskie arsenały również świeciły pustkami.
W rezultacie na początku 2025 r. Rosjanom udało się powoli, kosztem ogromnych strat, przesunąć linię frontu: zajęli resztę obwodu ługańskiego i część charkowskiego. Był to minimalny postęp, ale w propagandzie przedstawiony przez Kreml jako znaczące zwycięstwo. Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy, stawał przed dramatycznymi decyzjami. Gdy latem 2025 r. Trump wprost zażądał od Ukrainy rozważenia zawieszenia broni i oddania spornych terytoriów w zamian za gwarancje, Zełenski początkowo odrzucił taką ideę, licząc na wsparcie pro-ukraińskiej większości w Kongresie USA i solidarność Europy. Jednak rzeczywistość była brutalna: amerykańskie dostawy uzbrojenia spadały, a Europa – choć starała się pomagać – nie była w stanie samodzielnie zapełnić luki (zwłaszcza w zaawansowanych systemach jak obrona powietrzna czy lotnictwo).
Rosja, widząc słabnącą wolę Zachodu, też zaczęła sygnalizować gotowość do rokowań – ale na własnych warunkach. Kreml liczył, że dostanie to, co zajął, w zamian za pokój. Putin czuł, że czas gra na jego korzyść: już w końcu 2025 r. Rosja miała pod kontrolą ponad 20% terytorium Ukrainy (Krym oraz część obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego). Sytuacja społeczno-gospodarcza Ukrainy stawała się tragiczna – gospodarka skurczyła się o ponad 40% od 2021 r., miliony ludzi wyemigrowały (w samej UE na koniec 2025 r. przebywało około 8 mln ukraińskich uchodźców). W tej sytuacji w 2026 roku doszło do intensyfikacji dyplomacji. Po cichu do negocjacji włączyli się europejscy mediatorzy – m.in. Francja i Turcja.
Porozumienie pokojowe ostatecznie osiągnięto w połowie 2026 r. w trakcie rozmów w Stambule. Było to porozumienie niełatwe i kontrowersyjne: przewidywało zawieszenie broni na istniejącej linii frontu (tzw. linia 1 lipca 2026), zamrożenie statusu okupowanych terytoriów (bez formalnego uznania ich aneksji przez Ukrainę, ale też bez prób ich siłowego odzyskania na razie), oraz stworzenie mechanizmu negocjacji o ostatecznym statusie tych regionów w przyszłości. Ukraina zobowiązała się także formalnie odstąpić od aspiracji członkostwa w NATO (choć miała zapewnione perspektywy członkostwa w UE). W zamian Rosja zgodziła się na wycofanie ciężkiej broni na odległość 50 km od linii rozgraniczenia i wymianę jeńców oraz uwolnienie uprowadzonych osób. Ustalono również, że porty czarnomorskie Ukrainy zostaną odblokowane dla eksportu zboża pod nadzorem ONZ. Gwarantem porozumienia stała się grupka państw: Turcja, Francja, Chiny i USA (ostatnie z wahaniem, ale administracja tymczasowa w USA uznała to za sukces w stylu „peace for our time”). Traktat nie rozwiązywał kluczowej kwestii suwerenności – po prostu zamrażał konflikt. Ukraina de facto utraciła kontrolę nad ziemiami na wschodzie i Krymem na czas nieokreślony, ale zachowała niezależność reszty terytorium. Nie była to sprawiedliwa ani trwała sprawa, lecz Zachód (zwłaszcza USA pod presją Trumpa/Republikanów) uznał, że przyniesie to przynajmniej koniec otwartych działań wojennych.
Reakcje na koniec wojny: Społeczeństwo ukraińskie przyjęło te warunki z bólem, ale wyczerpanie wojną powodowało pewną ulgę, że najgorsze się kończy. Prezydent Zełenski w orędziu do narodu nazwał rozejm „wymuszonym krokiem wstecz, by ocalić naród i przygotować się do długiej walki dyplomatycznej”. Wielu Ukraińców czuło jednak rozgoryczenie – hasło „zdrada Zachodu” pojawiało się na protestach w Kijowie. Jednak praktyczni ludzie rozumieli, że bez stałego dopływu broni z zewnątrz kontynuacja wojny groziła całkowitą klęską. Wśród sojuszników – Polska, kraje bałtyckie, Skandynawia – panowało niezadowolenie z takiego zakończenia, odbierano to jako zachętę dla Rosji i precedens bezkarnej agresji. Polskie władze oficjalnie wsparły Ukrainę w tych trudnych decyzjach, ale jednocześnie ogłosiły, że nie uznają rosyjskiej kontroli nad zagarniętymi terenami i będą kontynuować politykę nieuznawania (podobnie zresztą jak cała UE oficjalnie stanowisko zajęła – sankcje na Rosję w większości utrzymano, argumentując, że pełen pokój nie został zawarty, a jedynie zawieszenie broni).
Rosja ogłosiła „zrealizowanie głównych celów operacji specjalnej” i przedstawiła to jako zwycięstwo. W rzeczywistości Rosja uzyskała kontrolę nad około 1/4 Ukrainy licząc Krym i Donbas – co było dla Kremla sukcesem połowicznym (nie udało się zmienić rządu w Kijowie ani zająć całego kraju, jak planowano na początku). Niemniej Władimir Putin umocnił na razie swoją władzę, głosząc, że zatrzymał „marsz NATO na wschód” i „przywrócił rosyjskie ziemie”. Społeczeństwo rosyjskie – zmęczone mobilizacjami i sankcjami – w większości przyjęło zakończenie aktywnych walk z ulgą i poparciem.
Po 2026 r. na Ukrainie zapanował kruchy rozejm. Granice między terenami okupowanymi a resztą kraju stały się de facto nową linią demarkacyjną w Europie, przypominającą podział Korei. Ukraińska gospodarka była w ruinie i wymagała ogromnej pomocy. Unia Europejska, w poczuciu moralnego obowiązku, na szczycie w 2027 r. zatwierdziła plan Marshall 2.0 dla Ukrainy – pakiet pomocowy rzędu 250 mld euro rozłożony na 10 lat, mający odbudować infrastrukturę i gospodarkę na obszarach pod kontrolą Kijowa. Stawiało to warunek reform i transparentności, ale Ukraina – aspirując do członkostwa w UE – i tak była gotowa na te reformy. W 2028 r. oficjalnie rozpoczęły się negocjacje akcesyjne Ukrainy z UE (politycznie łatwiejsze, gdyż część terytoriów była poza kontrolą Kijowa – zakładano, że w razie czego akcesja obejmie obszar kontrolowany, a sporne ziemie ewentualnie dołączą po rozwiązaniu konfliktu w przyszłości).
Rosja z kolei zmagała się z sankcjami. Choć wiele krajów globalnego południa i Chiny obchodziły sankcje, Moskwa odczuwała izolację od zachodnich technologii i rynków finansowych. Po zawieszeniu broni niektóre państwa Europy (np. Francja, Włochy) lobowały za częściowym złagodzeniem sankcji (argumentując, że to zachęci Rosję do dotrzymania pokoju), ale silny sprzeciw Europy Wschodniej i Skandynawów oraz USA (gdzie Demokraci, od 2029 r. u władzy, byli przeciwni nagradzaniu Rosji) spowodował, że większość sankcji pozostała. Owszem, odblokowano pewne rzeczy dla humanitarnego wsparcia (np. zniesiono embargo na nawozy czy żywność z Rosji, by nie szkodzić krajom biednym), ale sektor energetyczny i finansowy Rosji nadal był objęty restrykcjami. W efekcie gospodarka rosyjska w drugiej połowie lat 20. stagnowała lub lekko się kurczyła. Rubel stracił status międzynarodowy – handel odbywał się w juanach, rublach i innych walutach drugorzędnych. Inflacja w Rosji wprawdzie ustabilizowała się (bank centralny prowadził konserwatywną politykę), ale poziom życia spadł. Rosjanie doświadczali braków pewnych towarów (samochody zachodnie zastąpiono chińskimi, technologie 5G – w ogóle nie wdrożono bez Zachodu, itp.). Jednak reżim Putina zaostrzył kontrolę wewnętrzną i tłumił niezadowolenie. W latach 2027–2030 Putin skonsolidował władzę: symbolicznie w 2028 r. po raz kolejny wygrał „wybory” prezydenckie z absurdalnym wynikiem 80% głosów, eliminując wszelką realną opozycję (wielu opozycjonistów było już na emigracji lub w więzieniu).
Nowy porządek bezpieczeństwa w Europie Wschodniej w latach 2026–2030 był zatem bardzo napięty, ale zamrożony: Ukraina podzielona linią rozejmu, Rosja utrzymująca swoją strefę okupacyjną i bazy na Białorusi, NATO/UE wspierające Ukrainę finansowo i militarnie (wysyłano nadal broń dla wzmocnienia sił ukraińskich defensywnie, by odstraszyć Rosję od złamania rozejmu). W Polsce i krajach bałtyckich stacjonowały nadal wielonarodowe bataliony NATO (mimo spadku obecności USA w 2025, uzupełniono je większym wkładem europejskim). Granica NATO-Rosja na linii Estonii, Łotwy, Litwy oraz przez Polskę-Białoruś stała się mocno zmilitaryzowana. Regularnie dochodziło do incydentów – np. naruszeń przestrzeni powietrznej przez drony, przepychanek morskich na Bałtyku. Szczęśliwie, mechanizmy komunikacji kryzysowej (gorące linie NATO-Rosja) działały i zapobiegły przypadkowemu starciu.
Gospodarka światowa: de-dolaryzacja, nowe bloki handlowe i odbudowa
Lata 2025–2030 okazały się bardzo dynamiczne dla gospodarki światowej, która musiała dostosować się do nowych realiów politycznych i technologicznych. Po szoku lat 2024–25 (wojny celne, inflacja, kryzysy zaopatrzeniowe) nastąpiła pewna rekonfiguracja, skutkująca wyłonieniem się bardziej blokowego układu handlowego i przyspieszeniem niektórych trendów.
De-dolaryzacja handlu, zapoczątkowana w połowie dekady, postępowała. W 2030 r. udział dolara w oficjalnych rezerwach dewizowych banków centralnych spadł do około 50% (ze ~60% w 2024), podczas gdy udział euro podniósł się z ~20% do ponad 30%, a chińskiego juana z kilku do kilkunastu procent. Handel ropą i gazem stał się wielowalutowy – na przykład państwa Zatoki Perskiej wprowadziły praktykę akceptowania płatności za ropę zarówno w dolarach, euro jak i juanach. System finansowy stał się bardziej rozproszony: rozwinięto alternatywne dla SWIFT systemy rozliczeń (Chiny i Rosja powiększyły sieć krajów korzystających z CIPS – chińskiego systemu płatności międzybankowych). Pojawiły się także inicjatywy walut cyfrowych banków centralnych (CBDC) – euro, juan cyfrowy, a nawet indyjski cyfrowy rupii – które ułatwiały transakcje bez dolara. Wszystko to nie oznaczało końca dominacji dolara z dnia na dzień (nadal ~50% transakcji w świecie w 2030 było w USD), ale był to początek świata multipolarnych rezerw.
Wymiana handlowa przegrupowała się w bloki regionalne lub polityczne. Z jednej strony mieliśmy blok skupiony wokół Chin (Chiny + Rosja + większość Azji Centralnej + część ASEAN + państwa takie jak Iran, Pakistan), który coraz bardziej handlował wewnątrz siebie i z Afryką, używając juana i lokalnych walut. W 2026 r. BRICS formalnie rozszerzył się o nowych członków (m.in. Arabia Saudyjska, Turcja, Indonezja), tworząc luźny blok łączący prawie połowę ludzkości. Choć BRICS nie miał spójności politycznej w pełni, to ekonomicznie poszczególni członkowie intensyfikowali handel – np. Chiny stały się głównym partnerem handlowym dla 130 krajów świata (podczas gdy USA dla ~60). Z drugiej strony był blok zachodni/demokratyczny: USA, UE, Japonia, Kanada, Australia, Korea Płd., Indie (Indie formalnie nie sojusznik, ale coraz bliżej Zachodu) – w tych relacjach handel również kwitł. USA po odejściu Trumpa (po 2028) starały się odbudować sieć umów handlowych – być może nie wróciły do TPP, ale zawarły np. w 2030 r. nową umowę handlową z Indiom i odnowiły z UE (usuwając cła wprowadzone za Trumpa). UE z kolei podpisała zaległe umowy z Mercosurem i Afryką, dywersyfikując dostawców surowców. Świat stał się bardziej podzielony handlowo, ale nie hermetycznie zamknięty: nadal istniała wymiana między blokami, tyle że bardziej ostrożna i warunkowana politycznie.
Chiny dalej były „fabryką świata”, ale zmienił się profil ich eksportu. Bardziej zaawansowane produkty (np. elektronika) sprzedawano głównie do krajów rozwijających się i części Europy, natomiast rynki USA czy Japonii ograniczały import high-tech z Chin (preferując własne wytwórstwo lub z sojuszników). W miejsce Chin na rynkach zachodnich częściowo wskoczyły Indie, Wietnam, Meksyk – korzystając z friend-shoringu. Indie szczególnie odniosły korzyść: wiele firm przeniosło tam produkcję urządzeń elektronicznych i tekstyliów, przez co do 2030 r. Indie stały się łańcuchem dostaw numer dwa po Chinach. Gospodarka Indii rosła średnio ~7% rocznie, czyniąc z tego kraju trzecią największą gospodarkę świata (pod względem parytetu siły nabywczej nawet drugą, doganiając USA).
Wzrost gospodarczy globalny w drugiej połowie lat 20. nieco zwolnił w porównaniu z pierwszą połową dekady, ale pozostał dodatni. Po kryzysach lat 2020–2023 (COVID, szoki wojenne) gospodarka światowa adaptowała się. Średni globalny wzrost wynosił ~3% rocznie (niżej niż w poprzednich dekadach, co wynikało z starzenia się populacji i skutków protekcjonizmu). Inflacja po skoku w 2024–25 została zdławiona przez restrykcyjne polityki banków centralnych – pod koniec dekady inflacja wróciła do umiarkowanych ~3% globalnie. Nowym elementem stało się koordynowanie polityki przemysłowej przez rządy: zarówno USA (ustawa CHIPS, IRA z 2022 kontynuowana i wzmocniona), jak i UE (projekty Important Projects of Common European Interest – IPCEI) oraz Chiny (ciągłe plany pięcioletnie) – wszyscy inwestowali publiczne środki, by pozyskiwać u siebie kluczowe technologie (półprzewodniki, baterie, AI). To trochę ograniczało efektywność czysto rynkową, ale z drugiej strony przyspieszało wdrażanie np. zielonych technologii.
Właśnie, transformacja energetyczna była ważnym trendem lat 2025–2030. Uniezależnienie od rosyjskich surowców i dążenie do neutralności klimatycznej spowodowały ogromne inwestycje w OZE i sieci energetyczne. W Europie już wspomniano – ponad 50% energii z OZE w 2030. Chiny również wykonały imponujący wysiłek: budowały rekordowe moce solarne i wiatrowe (po 100 GW rocznie), co oprócz redukcji emisji również zmniejszało ich potrzebę importu paliw. USA, zwłaszcza po 2028, przyspieszyły transformację (skorzystały tu inicjatywy IRA – ogromne inwestycje w fabryki baterii, EV, panele słoneczne). Świat zbliżał się do kluczowej daty 2030 z mieszanymi wynikami co do celów klimatycznych – emisje CO2 zaczęły plateau, a nawet lekko spadać pod koniec dekady, ale wciąż były dalekie od poziomów wymaganych dla zatrzymania ocieplenia na 1,5°C. Mimo to, postęp technologiczny dał pewne nadzieje: m.in. w 2028 r. ogłoszono pierwszy raz przełom w fuzji jądrowej (reakcja trwająca kilka minut ze zyskiem energii), co sugerowało, że do połowy stulecia może to stać się realnym źródłem energii.
Rozwój technologiczny lat 2025–2030 zdominowały takie dziedziny jak sztuczna inteligencja, biotechnologia i cyfrowa gospodarka. Omówimy AI szerzej poniżej, ale warto zauważyć jej wpływ ekonomiczny: według szacunków PwC z tego okresu, do 2030 r. AI miała dodać globalnie ok. 15 bln USD do PKB. Rzeczywiście, produktywność w niektórych sektorach wzrosła dzięki automatyzacji AI – np. logistyka, produkcja, obsługa klienta. Firmy, które najszybciej zaadaptowały AI (jak korporacje technologiczne w USA i Chiny), dominowały rynki. W 2030 r. 5 najcenniejszych firm świata to wciąż spółki technologiczne: amerykańskie i chińskie (Apple, Microsoft, Alphabet, Tencent, Alibaba – przykładowo).
Rynek pracy stanął przed wyzwaniami – w krajach rozwiniętych AI przejęła wiele rutynowych zadań biurowych, co do pewnego stopnia spowodowało przesunięcia zatrudnienia (część średnich stanowisk zniknęła, powstały nowe w obszarze analizy danych, nadzoru algorytmów itd.). Rządy musiały zwiększyć wysiłki w przekwalifikowanie siły roboczej. Pojawiły się też dyskusje o polityce społecznej – np. w Europie testowano dochód podstawowy na małą skalę w niektórych regionach, przewidując rosnącą automatyzację.
Ogólnie, do 2030 r. globalizacja nie załamała się, ale przekształciła. Handel światowy jako odsetek globalnego PKB był nieco niższy niż dekadę wcześniej (więcej produkowano bliżej rynków zbytu), ale nadal intensywny. Wymiana wiedzy i kapitału między blokami była ograniczana barierami politycznymi (np. kontrola inwestycji zagranicznych – USA i UE nie pozwalały Chińczykom wykupywać strategicznych spółek, i vice versa), lecz jednocześnie nowe technologie cyfrowe sprawiały, że wirtualne powiązania rosły (platformy internetowe, choć też podzielone – np. chiński internet vs reszta świata – to jednak pewne globalne trendy kulturowe przenikały TikTokiem czy Netfliksem).
Podsumowując, gospodarka lat 2025–2030 dostosowała się do nowego świata: bardziej multipolarnego, podzielonego na strefy wpływów, ale nadal współzależnego. Europa wzmocniła swoją pozycję jako zintegrowany blok gospodarczy (choć jej udział w światowym PKB spadał – z ~15% w 2020 do <12% w 2030 – z powodu szybszego wzrostu Azji). USA utrzymały przewagi w innowacjach, ale musiały dzielić się rolą z Chinami i Indiami. Chiny stały się numerem jeden nominalnie, jednak wciąż goniły per capita. Rosja ekonomicznie stoczyła się do roli zaplecza surowcowego Chin, a jej PKB realnie malał, co czyniło ją słabszą w dłuższej perspektywie. Globalne Południe (Azja Pd., Afryka) zyskało nieco więcej alternatyw (nie musząc polegać tylko na Zachodzie czy Chinach, mogły balansować). Jednocześnie w dyskursie ekonomicznym dominować zaczęła idea „przyjaznej globalizacji” – handlu tak, by nie uzależniać się ślepo od rywali geopolitycznych i by wzmacniać odporność. Ta lekcja, wyniesiona z lat 20., kształtowała podejście decydentów w kolejnych dekadach.
Postęp technologiczny: rozwój sztucznej inteligencji w latach 20. XXI wieku
Lata 2025–2030 to okres prawdziwej eksplozji rozwoju sztucznej inteligencji (AI) oraz jej intensywnego wdrażania w różnych sferach życia. Jeśli początek lat 20. przyniósł popularyzację dużych modeli językowych (LLM) i pierwsze szeroko dyskutowane zastosowania AI (np. systemy typu ChatGPT w 2023 r.), to druga połowa dekady wyniosła AI na nowy poziom – stając się czynnikiem zmieniającym reguły gry w gospodarce, polityce i wojsku.
W wyścigu AI dominowały dwa centra: Stany Zjednoczone i Chiny. Oba kraje zainwestowały gigantyczne środki w badania i rozwój AI, traktując to jako kwestię strategiczną. Chiny jeszcze w 2017 r. ogłosiły plan stania się liderem AI do 2030 r. – i konsekwentnie do tego dążyły. W 2025 r. sektor AI w Chinach przekroczył wartość 1 bln juanów (ok. 140 mld USD), a setki tysięcy specjalistów pracowały nad algorytmami. USA miały przewagę w postaci najsilniejszych firm technologicznych (Google, Microsoft, OpenAI, Amazon itd.) oraz wiodących uniwersytetów. Rząd USA, zwłaszcza po uświadomieniu sobie tempa chińskich postępów, zwiększył finansowanie badań AI (w 2025 r. powołano nawet Narodową Agencję AI analogiczną do NASA, która koordynowała projekty).
Przełomy technologiczne w AI w tym okresie obejmowały:
Modele wielomodalne – AI potrafiące nie tylko rozumieć tekst, ale i obraz, dźwięk, wideo jednocześnie. W 2026 r. zaprezentowano systemy, które np. oglądając materiał filmowy, potrafiły generować naturalny opis i wyciągać wnioski (np. do zastosowań nadzoru czy mediów).
AI generatywna nowej generacji – modele zdolne tworzyć bardzo przekonujące treści: głos nieodróżnialny od ludzkiego, twarze i postaci wideo (tzw. deepfake nowej generacji). To spowodowało zarówno zachwyty (nieograniczone możliwości kreatywne), jak i obawy przed dezinformacją. Pod koniec dekady problem deepfake’ów politycznych stał się poważny – np. w trakcie wyborów w różnych krajach pojawiały się fałszywe wypowiedzi liderów generowane przez AI. UE i USA wprowadziły regulacje wymagające znakowania treści generowanych przez AI, choć egzekwowanie tego globalnie było trudne.
Systemy autonomiczne – AI wbudowana w roboty i pojazdy. W 2027 r. Tesla (oraz chiński Baidu) wypuściły na ulice floty niemal w pełni autonomicznych taksówek w wybranych miastach (działały one w geofencingu i pod nadzorem, ale praktycznie bez kierowców). W logistyce masowo stosowano ciężarówki z autopilotem na autostradach. Fabryki w dużej części zrobotyzowały linie montażowe, gdzie AI koordynowała pracę robotów.
Biotechnologia wspomagana AI – AI przyspieszyła odkrycia w medycynie. W 2026 r. system AI DeepMind odkrył struktury niemal wszystkich znanych białek (projekt AlphaFold), co otworzyło drogę do opracowania nowych leków i szczepionek. W efekcie np. w 2028 r. udało się stworzyć nowe terapie genowe na niektóre choroby dziedziczne – AI pomogła symulować efekty i wskazać cele w genomie.
Komputery kwantowe – choć to odrębna dziedzina, AI pomogła w optymalizacji układów kwantowych. Pod koniec lat 20. osiągnięto kwantową supremację w pewnych zadaniach, a IBM i chiński Alibaba konkurowały o pierwsze praktyczne zastosowania. Niektóre algorytmy AI zaczęto uruchamiać na komputerach kwantowych, co przyniosło przyspieszenie rozwoju (zwłaszcza w optymalizacji i kryptografii).
Wpływ AI na politykę i społeczeństwo zaczął być odczuwalny. W autorytarnych państwach, przede wszystkim w Chinach, AI stała się narzędziem nadzoru i kontroli. Systemy rozpoznawania twarzy zintegrowane z miejskimi kamerami oraz „społeczny system zaufania” (reputacyjny) były wspomagane przez AI – do 2030 r. w dużych chińskich miastach władze mogły niemal w czasie rzeczywistym śledzić ruchy obywateli i wychwytywać „podejrzane zachowania”. Podobne technologie Rosja starała się implementować w Moskwie i Petersburgu (z pomocą chińską). To budziło ogromne obawy obrońców praw człowieka, bo reżimy dysponowały niespotykaną wcześniej siłą inwigilacji i analizy danych, by tłumić sprzeciw.
W demokracjach z kolei AI wywoływała problemy dezinformacji – „wojny informacyjne” weszły w nową fazę, gdzie boty i generatory treści mogły tworzyć masowo fałszywe narracje. Np. przed wyborami 2028 w USA wykryto sieć fałszywych kont (sterowanych z zagranicy) generujących przemówienia i kompromitujące materiały kandydatów za pomocą AI. Firmy mediów społecznościowych inwestowałyFirmy technologiczne i media społecznościowe w demokracjach zaczęły inwestować w systemy wykrywania i oznaczania treści generowanych przez AI, by przeciwdziałać dezinformacji. Wprowadzono regulacje – UE pioniersko uchwaliła Akt o SI (AI Act) nakładający obowiązek transparentności algorytmów oraz oznaczania tzw. deepfake’ów jako syntetycznych treści. Mimo to, walka z dezinformacją AI stała się stałym elementem krajobrazu politycznego. W roku 2028, tuż przed wyborami w USA, ujawniono np. fałszywe nagrania video stworzone przez boty powiązane z Rosją, przedstawiające jednego z kandydatów w negatywnym świetle – co zmusiło władze i platformy do natychmiastowej reakcji i zdementowania tych materiałów. Społeczeństwa musiały nauczyć się krytycznego podejścia do informacji, a edukacja medialna stała się kluczowa.
Wyścig zbrojeń w AI objął także sferę wojskową. W drugiej połowie lat 20. armie zaczęły wprowadzać autonomiczne drony bojowe. W konflikcie o Tajwan w 2025 r. po raz pierwszy szeroko użyto roje dronów – doświadczenie to przyspieszyło prace nad systemami „lojalnych skrzydłowych” (bojowych dronów towarzyszących samolotom załogowym) w USA i Chinach. Do 2030 r. sztuczna inteligencja była włączona w procesy dowodzenia i analizy wywiadowczej. Algorytmy skanowały ogromne zbiory danych wywiadu (obrazy satelitarne, nasłuch komunikacji) i wskazywały cele szybciej niż tradycyjne metody. Pojawiły się też dyskusje etyczne: w ONZ część państw (w tym UE) nawoływała do moratorium na w pełni autonomiczne systemy uzbrojenia (tzw. „roboty zabójcy”), obawiając się braku kontroli człowieka nad decyzją „życie lub śmierć”. Nie osiągnięto jednak wiążącego traktatu – mocarstwa nie chciały rezygnować z przewagi, jaką dawała AI w wojsku.
Podsumowując lata 2025–2030: sztuczna inteligencja stała się wszechobecna. Wniosła ogromny wkład w wzrost gospodarczy (szacowano, że globalnie mogła dodać ok. 15 bln USD do PKB świata do 2030 r., z czego około połowę w samych Chinach【50†L1-L4】) i poprawę efektywności wielu sektorów. Jednocześnie postawiła przed ludzkością nowe dylematy – od rynku pracy po bezpieczeństwo informacji. Wchodząc w lata 30. XXI wieku, świat zaczął dostrzegać, że AI to potężne narzędzie, które – użyte mądrze – może pomóc rozwiązać wiele problemów, ale użyte niewłaściwie lub agresywnie – może stać się źródłem nowych zagrożeń.
Zakończenie
Patrząc z perspektywy roku 2050, wydarzenia z lat 2025–2030 okazały się punktem zwrotnym, który zdefiniował na długo kierunek rozwoju świata. Ćwierć wieku temu ludzkość musiała zmierzyć się z kumulacją kryzysów: załamaniem tradycyjnego ładu międzynarodowego, nasileniem rywalizacji mocarstw, przyspieszeniem rewolucji technologicznej i wstrząsami gospodarczymi. Odpowiedzią stało się przystosowanie i ewolucja. Dziś, w połowie XXI wieku, żyjemy w świecie wielobiegunowym i wzajemnie powiązanym, ukształtowanym przez tamte doświadczenia.
Stany Zjednoczone pozostają jedną z najpotężniejszych republik, lecz nauczyły się funkcjonować w roli „pierwszego wśród równych” zamiast hegemonicznego lidera. Po burzliwych latach 20. i 30. XX wieku Ameryka dokonała szeregu reform wewnętrznych, które umocniły jej demokrację i konkurencyjność gospodarczą – pamiętna jest choćby poprawka do konstytucji z 2032 r. ustanawiająca klarowne zasady sukcesji władzy i ograniczająca pewne uprawnienia nadzwyczajne prezydenta, co było lekcją po kryzysie z 2025–26. Na arenie międzynarodowej USA powróciły do aktywnej dyplomacji: zainicjowały np. w latach 30. utworzenie Partnerstwa dla Klimatu zrzeszającego największych emitentów (doprowadziło to do przełomowego porozumienia z 2040 r. w sprawie przyspieszenia redukcji emisji). Mimo to, Ameryka dzieli się wpływami z innymi potęgami i koncentruje na współpracy z sojusznikami – lekcja, że nie można polegać tylko na własnej potędze, została trwale odrobiona.
Chińska Republika Ludowa weszła w rolę globalnego supermocarstwa pełną parą. W roku 2050 Chiny są największą gospodarką świata, a ich dokonania technologiczne – od dominacji w zastosowaniach sztucznej inteligencji po ekspansję w przestrzeni kosmicznej (stała baza na Księżycu od 2045 r.) – potwierdzają status światowego lidera. Pekin umiejętnie wykorzystał okres słabości Zachodu w latach 20., choć później musiał stawić czoła własnym trudnościom: starzeniu społeczeństwa i spowolnieniu wzrostu. W latach 40. Chiny przeszły również zmianę pokoleniową u władzy – po odejściu Xi Jinpinga w późnych latach 30. (zmarłego w spokoju na emeryturze), nowa generacja przywódców kontynuuje kurs silnego państwa, ale niektórzy obserwatorzy dostrzegają pewne oznaki większej pragmatyczności i gotowości do współpracy międzynarodowej (przykładem było zaangażowanie Chin w globalną inicjatywę klimatyczną i zgoda na częściowe umorzenie długów najbiedniejszych państw Afryki w 2044 r.). Chiny w 2050 r. są głównym filarem porządku międzynarodowego – nie rewizjonistą, lecz współ-architektem nowych zasad, wypracowanych wspólnie z innymi mocarstwami.
Unia Europejska natomiast przekształciła się w silnego, zjednoczonego aktora, o jakim marzyli jej założyciele. Do roku 2050 UE stała się faktycznie konfederacją blisko 35 państw – dołączyły m.in. Ukraina (w 2040), Mołdawia, kraje Bałkanów Zachodnich, a nawet (po burzliwym referendum) Szkocja jako niezależny członek. Wewnątrz Unii istnieje teraz unia obronna – europejskie siły zbrojne komplementarne do NATO – oraz unia fiskalna pozwalająca wspólnie finansować wielkie projekty (jak choćby gigaprojekt adaptacji klimatycznej infrastruktury całej Europy lat 40.). Polska w 2050 r. znajduje się w głównym nurcie tej nowej Europy – jest jednym z największych krajów UE, z nowoczesną gospodarką opartą o zieloną energię i technologie (polskie firmy są liderami np. w produkcji zaawansowanych dronów cywilnych). Po trudnych doświadczeniach połowy lat 20., Polska osiągnęła trwałe bezpieczeństwo jako część europejskiego filaru NATO i dzięki własnym wysiłkom obronnym: polskie wydatki na obronność wciąż należą do najwyższych w Europie, a kraj jest gospodarzem stałego dowództwa europejskich sił szybkiego reagowania. Co ważne, Polska odegrała kluczową rolę w reintegracji Ukrainy z Europą – wolna Ukraina (choć bez Krymu, który wciąż pozostaje sporny) odbudowała się dzięki pomocy UE i jest blisko związana z Polską gospodarczo i infrastrukturalnie (m.in. wspólna sieć szybkiej kolei z Warszawy do Kijowa).
Rosja do 2050 r. przeszła głęboką transformację – choć niekoniecznie taką, jakiej życzyłby sobie Zachód. Po śmierci Władimira Putina w 2036 r. władzę przejęła grupa silowików, kontynuując autorytarny model rządów. Federacja Rosyjska pozostała izolowana od Zachodu, ale z czasem wypracowała modus vivendi z Europą: utrzymuje się zamrożony konflikt wokół statusu Donbasu i Krymu, jednak od lat 40. panuje tam względny spokój na mocy nieformalnego porozumienia (Rosja utworzyła marionetkowe twory państwowe na tych obszarach, nieuznawane przez większość świata, ale tolerowane faktycznie). Gospodarczo Rosja stała się w dużej mierze satelitą Chin – chińskie inwestycje i popyt na surowce utrzymują rosyjską gospodarkę, która jednak nie rozwija się dynamicznie. Demograficznie kraj się kurczy. W ostatnich latach (po 2045) pojawiają się jednak symptomy pewnego otwierania – młodsze pokolenie elit, widząc dystans do Zachodu, zaczęło rozmowy z UE o stopniowym znoszeniu wybranych sankcji w zamian za ustępstwa (np. wycofanie taktycznej broni jądrowej z Białorusi). To sygnały, że być może w kolejnych dekadach Rosja spróbuje wrócić do współpracy – choć droga do pełnej normalizacji pozostaje daleka.
Ukraina, choć okaleczona utratą Krymu i części Donbasu, w 2050 r. jest suwerennym, demokratycznym państwem, zakorzenionym w europejskich i euroatlantyckich strukturach. Po latach odbudowy i reform Ukraina w 2040 r. weszła do UE, a rok później (po rozwianiu wątpliwości Turcji i innych) także do NATO jako członek specjalny (obejmujący terytorium kontrolowane przez rząd). Kraj ten pozostaje podzielony linią rozgraniczenia z obszarami okupowanymi przez Rosję – to wciąż tlący się problem bezpieczeństwa Europy. Jednak życie codzienne się stabilizowało: młode pokolenie Ukraińców, wykształcone często na emigracji w UE, wróciło odbudowywać ojczyznę. Gospodarka, choć mniejsza niż przed 2014 r. terytorialnie, rozwija się szybko dzięki integracji z rynkiem UE. Wraz z Polską i krajami bałtyckimi, Ukraina tworzy nowy pas dobrobytu od Bałtyku po Morze Czarne, pełniący rolę pomostu między UE a resztą Eurazji.
Technologia u progu lat 50. XXI wieku jest wszechobecna i potężna. Sztuczna inteligencja osiągnęła poziomy przewyższające ludzkie możliwości w wielu wąskich dziedzinach, a być może zbliża się do stworzenia tzw. sztucznej inteligencji ogólnej (AGI) – co budzi ogromne nadzieje (np. na rozwiązanie problemów medycyny, klimatu) ale i obawy natury filozoficznej i etycznej. Świat wypracował pewne mechanizmy kontroli: istnieje Globalna Rada ds. AI (utworzona pod auspicjami ONZ w 2040 r.), gdzie mocarstwa ustalają normy odpowiedzialnego użycia AI – choć rywalizacja w tym obszarze nigdy nie ustała, to jednak zrozumiano wagę współpracy, by uniknąć „buntu maszyn” czy niekontrolowanego wyścigu. Internet został częściowo „odgrodzony” na strefy wpływów (ChiNet i Runet są odseparowane od globalnego internetu, tworząc własne ekosystemy), ale globalna wymiana wiedzy trwa choćby poprzez wspólne platformy naukowe i anglojęzyczną przestrzeń dyskusji ekspertów.
Kwestie klimatyczne i surowcowe – choć nie były głównym tematem naszego przeglądu – również odegrały rolę integrującą. W latach 30. i 40. dotkliwe zmiany klimatyczne (fala upałów 2035, kryzys wodny w Azji Południowej w 2037, podniesienie się poziomu mórz zagrażające miastom wybrzeży) zmusiły mocarstwa do pewnej współpracy ponad podziałami. Ostatecznie w 2042 r. zawarto Globalny Układ Klimatyczny z Nairobi, w którym USA, Chiny, UE, Indie i 几十 innych państw zgodziły się na radykalne przyspieszenie osiągania neutralności klimatycznej (Chiny zadeklarowały 2060, Indie 2070, USA i UE 2050). Owocem stało się spowolnienie wzrostu temperatur w latach 40. – choć szkody wyrządzone wcześniej są odczuwalne do dziś, świat uniknął najczarniejszych scenariuszy klimatycznych dzięki technologii (w tym także kontrowersyjnym metodom geoinżynierii, jak odbijanie promieni słonecznych – testowanym w połowie lat 40.).
Z punktu widzenia bezpieczeństwa globalnego rok 2050 jawi się paradoksalnie spokojniejszy niż ćwierć wieku temu. Wyścig zbrojeń przeniósł się w dużej mierze w przestrzeń kosmiczną (gdzie stacje orbitalne USA, Chin i Indii operują obok siebie, a traktaty regulują zasady np. niewykorzystywania broni na orbitach) i cyberprzestrzeń. Tradycyjne konflikty zbrojne między wielkimi państwami udało się uniknąć – być może dlatego, że pamięć o grozie wojny na Ukrainie i o tajwańskim precedensie wciąż odstrasza. Porządek świata w 2050 r. opiera się na kruchym, ale działającym balansie sił: USA, Chiny, UE, Indie, a także bloki regionalne (np. Unia Afrykańska wzmocniona integracją gospodarczą) współzawodniczą, ale jednocześnie są świadome wspólnej odpowiedzialności za planetę i ludzkość. Dolar amerykański dzieli się funkcją waluty światowej z euro i juanem, a globalny system finansowy jest bardziej zdywersyfikowany niż kiedykolwiek (co paradoksalnie zwiększyło stabilność – kryzysy walutowe jednej waluty mniej wstrząsają całością).
Reasumując, lata 2025–2050 to czas głębokiej transformacji porównywalnej z epokowymi zmianami po II wojnie światowej czy po zakończeniu zimnej wojny. W ciągu tych 25 lat świat przeszedł od jednobiegunowego momentu i niebezpiecznych wstrząsów ku nowej, wielobiegunowej równowadze. Nie obyło się bez napięć i okresów niepewności – jak w połowie lat 20., gdy wydawało się, że porządek oparty na regułach może runąć. Jednak globalne społeczeństwo i przywódcy zdołali w sumie uniknąć najgorszych scenariuszy (nie doszło do bezpośredniej wojny mocarstw, nie nastąpił kolaps globalnej gospodarki). Świat AD 2050 jest dalece inny niż ten z początku 2025 roku: bardziej azjatycki, bardziej cyfrowy, bardziej zintegrowany regionalnie, a mniej zdominowany przez jeden naród czy walutę. Pozostało wiele wyzwań – od dokończenia procesu pokojowego w Ukrainie, przez zarządzanie potęgą sztucznej inteligencji, po ratowanie środowiska – ale historia lat 2025–2050 pokazuje, że ludzkość potrafi wyciągać wnioski i adaptować się.
Na początku 2025 roku zadawaliśmy sobie pytanie, czy świat stoi u progu nowej zimnej wojny i chaosu. Z perspektywy 2050 roku widać, że tamte wydarzenia, jakkolwiek dramatyczne, stały się katalizatorem koniecznych zmian. Porządek międzynarodowy został przeobrażony, lecz nie załamał się. Zrodził się nowy układ – nieco bardziej złożony, wymagający kompromisów, ale być może trwalszy i sprawiedliwszy, bo oparty na równowadze sił i wzajemnej zależności. Historia lat 2025–2050 jest świadectwem odporności i innowacyjności świata w obliczu kryzysu – i daje ostrożną nadzieję, że ludzkość podoła również wyzwaniom, jakie przyniosą kolejne dekady.
Komentarze
Prześlij komentarz